W ostatnim czasie doszło do kilku głośnych i spektakularnych ataków grafficiarzy w stołecznym metrze. Wandale blokowali składy na stacjach i zamalowywali wagony, co powodowało przerwy w ruchu. Do tej pory sprawcy najczęściej i tak byli puszczani wolno z uwagi na „niską szkodliwość czynu”. – Trudno nam się z tym pogodzić. Wydaje się, że to efekt pewnej pobłażliwości – że młodzież musi się wyszaleć – mówi Jerzy Lejk, prezes Metra. Kolejnym, nierozwiązanym i narastającym problemem, na który coraz częściej skarżą się, jest zaś coraz bardziej uciążliwa obecność osób bezdomnych w metrze.
Witold Urbanowicz, Rynek Kolejowy: W ostatnim czasie nasiliły się ataki grafficiarzy w warszawskim metrze. Skąd ten wzrost? Jakie działania podejmuje spółka?
Jerzy Lejk, prezes Metra Warszawskiego: Trudno mi przypuszczać, skąd takie zainteresowanie infrastrukturą metra. Ze swojej strony realizujemy plan działania z zakresu bezpieczeństwa i porządku w metrze. Działania te są regulowane przez plan ochrony. Myślę, że ustalenia, które poczyniliśmy z policją i pełnomocnikiem prezydenta do spraw bezpieczeństwa w transporcie publicznym, będą prowadziły do ograniczenia wpływu tego typu wydarzeń na komfort pasażerów. Natomiast doświadczenia innych przewoźników metra w dużych miastach europejskich pokazują, że to zainteresowanie wandali jest wszędzie wysokie.
Do tej pory takie sprawy były często umarzane przez służby z uwagi na niską szkodliwość czynu. Jak duże są to koszty dla spółki?Dla nas są to bardzo wysokie koszty. Po pierwsze, to koszt usunięcia tych aktów wandalizmu. Po drugie, co niezwykle istotne, to koszty społeczne związane z wycofaniem pojazdu z ruchu. Oznacza to krótkotrwałą niedogodność dla pasażerów, którzy z tego tytułu tracą czas.
Stoimy na stanowisku, że traktowanie tych wydarzeń, które mają miejsce ostatnio w metrze, jako „prostych, zwykłych aktów wandalizmu” nie jest właściwym podejściem do sprawy. Skala niedogodności i zniszczeń infrastruktury sprawia, że klasyfikacje czynów powinny być inne. Trudno nam się pogodzić z sytuacją, kiedy nasi strażnicy czy policja zatrzymują sprawców aktów wandalizmu, a następnie te osoby są zwalniane albo płacą kary na poziomie zaledwie kilkuset złotych. To nie jest w żaden sposób adekwatne do zniszczeń i niedogodności.
Czy spółka będzie kierować do sądu wniosku o pokrycie kosztów przez sprawców?Wszelkie sprawy – w przypadku osób zatrzymanych na gorącym uczynku czy też w wyniku działań policji – będą kierowane do sądu przez nas czy przez policję. Nie są traktowane jako wydarzenia, które można zakończyć w postępowaniu mandatowym.
Czy w tej sytuacji poczynione kilka lat temu zmiany w funkcjonowaniu Straży Metra Warszawskiego i zdjęcie strażników ze stacji można ocenić – z perspektywy czasu – jako dobry krok? Czy to nie rozzuchwaliło sprawców aktów wandalizmu?Te działania, które są prowadzone przez Straż Metra Warszawskiego, są ściśle podporządkowane regułom określonym w planie ochrony. Natomiast wydaje się, że teza postawiona w pytaniu byłaby zbyt dużym uproszczeniem sytuacji, z którą mamy do czynienia. Wydaje się, że ta aktywność ludzi zajmujących się graffiti nie jest związana z jakimikolwiek zmianami organizacyjnymi w metrze. Jeśli już – to raczej efekt trudnej do zaakceptowania i promowanej od kilku lat swoistej pobłażliwości w tej sprawie i założenia, że młodzi ludzie muszą się wyżyć.
Ostatnia kwestia: w ostatnim okresie znacząco wzrosła liczba bezdomnych w metrze. Czy spółka podejmuje jakieś działania, by poprawić sytuację na stacjach i w pociągach?W tym obszarze współpracujemy ze wszystkimi podmiotami, które działają na obszarze miasta stołecznego Warszawy: zarówno jednostkami miejskimi, i organizacjami pozarządowymi. Jak wszyscy, którzy zarządzają otwartą, publiczną infrastrukturą, stoimy przed dylematem odnośnie do środków postępowania względem takich osób – tym bardziej, gdy są minusowe temperatury. Staramy się wspólnie ze wspomnianymi podmiotami znaleźć złoty środek, który będzie uwzględniał kwestie humanitarne z potrzebą zapewnienia komfortu pasażerów.