Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport dotyczący walki rządu ze smogiem. Jednym z wątków raportu jest brak prawnych możliwości tworzenia w Polsce stref niskiej emisji. Mamy co prawda już przepisy dotyczące strefy czystego transportu, ale to nie to samo i – według NIK – może się nie udać. Obecne zmiany mogą się okazać po prostu nieskuteczne w walce ze smogiem.
Na wstępie warto wyjaśnić o co chodzi. Strefa niskiej emisji (czyli przetłumaczona z angielskiego nazwa Low Emission Zone, nie do końca szczęśliwa, bo w Polsce „niską emisją” określa się nie tyle mało spalin, co dym powstały z palenia w piecach) to obszar, do którego wjazd mają tylko auta spełniające określoną normę emisji spalin, np. Euro 3 lub Euro 4. Taki stref np. w Niemczech jest kilkadziesiąt, od kilku lat funkcjonuje ona w Paryżu, stosowne przepisy zmienia właśnie Londyn. Ograniczenie nie dotyczy rodzaju napędu, tylko wprost – jakości spalin, lub pośrednio – wieku samochodu (często zresztą obie te cechy są powiązane).
Jak wskazuje NIK, takie narzędzie nie zakazuje wjazdu wszystkim samochodom spalinowym, ale wymusza (to podstawowy efekt zaobserwowany w Niemczech) ich wymianę na nowsze i eliminuje najstarsze. Zmiany zachodzą stopniowo, wymogi zwykle co kilka lat są podnoszone.
SCT to nie LEZ
Strefy czystego transportu są de facto zakazem wjazdu, a po nowelizacji – strefą płatnego wjazdu,
też zresztą ułomną. Takie narzędzie prowadzi bezpośrednio do ograniczenia ruchu. W sytuacji gdy zmiany prawne w Polsce mają za cel, przynajmniej deklarowany, poprawę jakości powietrza w miastach, brak możliwości tworzenia LEZ wyraźnie kontrolerów z NIK dziwi. Co więcej, możliwość tworzenia LEZ jest zapowiadana od kilku lat przez Ministerstwo Środowiska i miałaby się znaleźć w ustawie Prawo ochrony środowiska. Kontrolerzy zwracają uwagę, że nie wiadomo jakie byłyby relacje różnych rodzajów stref i rozproszenie narzędzi do walki ze smogiem w najróżniejszych ustawach nie ułatwi tego działania.
Na razie jednak mamy przepisy pozwalające na tworzenie (w przyszłym roku) stref czystego transportu. Według NIK „tak skonstruowane unormowania prawne zakładają o wiele bardziej restrykcyjne rozwiązania niż wcześniej rozważane mechanizmy (dopuszczające wjazd pojazdów spełniających określone normy emisji spalin), a także nie wykorzystują doświadczeń w stosowaniu LEZ płynących z innych krajów UE”.
Kontrolerzy wyjaśniają, że dziś na ponad 30 mln zarejestrowanych w Polsce pojazdów, prawo wjazdu do ewentualnie utworzonej strefy czystego transportu miałoby nieco ponad 9 tys. aut (nie licząc aut mieszkańców i innych wyłączeń w ustawie). Tyle właśnie jest w Polsce samochodów elektrycznych, wodorowych lub CNG/LNG. Np. w Katowicach, na ćwierć miliona aut, tych spełniających wymogi ustawowej strefy czystego transportu jest… 45.
źródło: nik.gov.pl
To oznacza, że nie tylko obecne przepisy nie będą miały wpływu na ogół samochodów (bo dzielą je na dwie grupy – liczącą 0,03 proc. grupę aut dopuszczonych do ruchu i całą resztę), ale też z racji niewielkiej elastyczności, samorządy po prostu nie będą ich tworzyć, a skoro nie będą ich tworzyć nie odegrają żadnej roli w walce ze smogiem. Co prawda twórcy przepisów o strefach czystego transportu wręcz chwalą ich elastyczność, bo daje samorządom dość swobodne prawo wyznaczenia kategorii aut, które nie będą podlegały ograniczeniom ustawy, ale NIK wskazuje, że to elastyczność pozorna, bo nie chodzi o to, by tworzyć przepisy zakazujące wjazdu trującym samochodom, a potem jednak na ten wjazd bezwarunkowo im pozwalać.
Nie uda się?
W komentarzu Izby do raportu czytamy więc, że „biorąc pod uwagę fakt, że przepisy ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych nie dają możliwości wprowadzenia ograniczeń dla samochodów z silnikiem Diesla oraz samochodów benzynowych, w ocenie NIK rozwiązania przyjęte w ustawie będą niewystarczające do ograniczenia emisji z sektora transportowego. Dodatkowo mogą one w niewystarczającym stopniu zabezpieczać rynek krajowy przed możliwością użytkowania pojazdów, niedopuszczonych do ruchu, na terenie LEZ w innych krajach europejskich [w uproszczeniu, auta które będą sprzedawać Niemcy, bo u nich nie pozwolą na wjazd do centrum miasta i tak będą trafiać do Polski, bo Polacy nie będą mieli żadnej zachęty, by z nich stopniowo rezygnować; różnicę będzie stanowiło dopiero kupienie samochodu elektrycznego – red.]. Zaznaczyć również należy, że rozwiązania przyjęte w Polsce całkowicie ignorują doświadczenia w stosowaniu LEZ płynące z innych krajów UE”.