- Oparcie systemu biletowego o kartę płatniczą jest wygodne dla miasta i pasażera, tańsze, mniej narażone na awarie. Nie bez znaczenia są kwestie ekologiczne. W końcu żeby wydrukować miliony biletów, a w Warszawie rocznie sprzedaje się 80 mln papierowych biletów, trzeba ściąć trochę drzew - mówi Maciej Mironiuk, Senior Manager, Transit Implementation CEE, Visa.
Jakub Dybalski, Transport–Publiczny.pl: Od marca we Wrocławiu, a od tego tygodnia też w Bydgoszczy, mamy do czynienia z rewolucją. Wchodzimy do autobusu lub tramwaju, przykładamy kartę płatniczą i jedziemy. Nie ma żadnego biletu. To finał zmiany polegającej na przejściu od biletu papierowego do braku biletu, czy może możliwe są różne, niepodobne do siebie rozwiązania w tym zakresie?
Maciej Mironiuk, Senior Manager, Transit implementation CEE, Visa: Nie nazwałbym tego rewolucją, lecz ewolucją. Na początku mieliśmy rozwiązania oparte o papier, następnie – o kartę miejską. Potem organizatorzy transportu zaczęli się zastanawiać, jak efektywniej dystrybuować bilety. W tym roku mija dekada odkąd w Warszawie, pod Dworcem Centralnym, stanął pierwszy biletomat, w którym można było płacić kartą. Około 2010 roku pojawiły się z kolei biletomaty w autobusach, w których można było płacić wyłącznie bezgotówkowo, na początku we Wrocławiu. W dodatku były to pierwsze w Europie biletomaty, w których można było płacić zbliżeniowo. Pasażerowie zaczęli się przyzwyczajać, że aby szybko, wygodnie i bezpiecznie zapłacić za przejazd, wystarczy mieć kartę płatniczą i nic więcej.
Czyli ta ewolucja polega na wyrzucaniu kolejnych przedmiotów, które przy korzystaniu z transportu publicznego okazują się niepotrzebne?
Organizatorzy transportu szukali coraz to nowszych i tańszych sposobów pobierania opłat za przejazdy, a w pewnym momencie zwrócili uwagę, że biletomaty bezgotówkowe pozwalają na oszczędności. Są tańsze i mniej awaryjne. Tylko że postęp technologiczny cały czas trwa, a wraz z nim następuje miniaturyzacja. Biletomaty w pojazdach to mimo wszystko dość duże urządzenia. Za to w każdym pojeździe zawsze były kasowniki. Dziś w miejscu kasownika możemy zamontować urządzenie, będące jednocześnie terminalem płatniczym.
W tym kierunku idzie świat. Najbardziej znany system „pay as you go” działa w Londynie, ale też od pewnego czasu w Ostrawie, którą nazywamy „małym Londynem”, w Mediolanie, w Vancouver, wdrażany jest w Nowym Jorku. W Polsce taki system wprowadziły Wrocław i Bydgoszcz, wcześniej Jaworzno. Gdańsk uruchomił pilotaż, a Łódź rozszerzyła właśnie testy na kolejną linię. To pokazuje, że taki model płatności za przejazdy komunikacją miejską się przyjmuje – gdyby było inaczej, miasta by tego nie rozwijały. Ale co ciekawe, próbują tego też mniejsze ośrodki, takie jak Mielec, Świdnica czy Cieszyn. System jest dość łatwy we wdrożeniu, a kasowniki obsługujące płatności zbliżeniowe można zamówić chociażby przy okazji zakupu nowych autobusów. A co najważniejsze, rozwiązanie jest bardzo przyjazne dla pasażera.
Głównym motorem zmian jest wygoda pasażerów, czy raczej to, że to rozwiązanie wygodne dla miasta, które nie musi drukować biletów, ładować ich do biletomatów, wozić gotówki po mieście itp.?
Tego typu systemy niosą korzyści dla wszystkich. Z punktu widzenia pasażera przejazd komunikacją miejską to usługa. Jest przyzwyczajony, że gdy idzie do sklepu, to robi zakupy i na koniec płaci. Nie potrzebuje żadnych kuponów nabytych wcześniej, żeby wejść do sklepu. Płacenie za przejazd tramwajem czy autobusem staje się coraz bardziej podobne do codziennych transakcji zbliżeniowych, których możemy dokonywać w setkach tysięcy punktów handlowo-usługowych w Polsce.
Pasażer jest z natury uczciwy. Jeśli nie ma biletu, to zwykle dlatego, że nie miał gdzie go kupić albo zapomniał, że mu się skończył. System, o którym rozmawiamy, to rozwiązanie działające 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Oczywista jest też korzyść, gdy jedziemy do innego miasta i nie musimy znać tamtejszej taryfy, wiedzieć, jakiego biletu potrzebujemy, itp. To szczególnie wygodne dla turystów, również tych zagranicznych.
Dla miasta korzyści jest mnóstwo. Z badania „Cashless Cities” przygotowanego na zlecenie Visa wynika, że koszty dystrybucji biletów opartych o papier i gotówkę pochłaniają 14 proc. przychodów, a przy wykorzystaniu płatności cyfrowych, to zaledwie 4 proc. Te urządzenia są mniej awaryjne, co przekłada się na jakość świadczonych usług. Nie bez znaczenia są kwestie ekologiczne. W końcu żeby wydrukować miliony biletów – w Warszawie rocznie sprzedaje się 80 mln papierowych biletów – trzeba ściąć trochę drzew.
Takie rozwiązania sprzyjają też większej mobilności. Ich przewaga nad kartami miejskimi polega na tym, że kartę miejską trzeba wyrobić, potem doładowywać. Dla niektórych potencjalnych pasażerów, którzy nie jeżdżą regularnie, to może być bariera. A w systemie „pay as you go” wystarczy karta płatnicza, zbliżenie jej do kasownika na początku podróży, potem pod jej koniec. System sam podliczy kwotę za przejazdy tak, że pasażer nie będzie stratny, a i miasto na tym zarobi.
Dlaczego na świecie takie rozwiązania nie powstają równolegle? Są nowoczesne, rozwinięte miasta, w których zwykły biletomat w autobusie jest nowością.
W Polsce sytuacja jest o tyle korzystna, że 4 na 5 kart płatniczych, które mamy w portfelach, to karty zbliżeniowe. Polacy chętnie płacą w ten sposób w sklepie za codzienne zakupy czy w kawiarni, więc naturalne jest dla nich, że to samo mogliby zrobić w autobusie czy tramwaju. Podobnie jest np. w Wielkiej Brytanii. W innych częściach Europy już za chwilę też tak będzie. W Mediolanie w każdym wejściu do metra jest jedna bramka z czytnikiem kart. Kilka przykładów podobnych wdrożeń jest w Czechach czy we Francji. Sądzę, że wkrótce będziemy świadkami prawdziwego boomu, jeśli chodzi o tego typu rozwiązania.
Taka zmiana wymaga oczywiście czasu. We Wrocławiu cały proces – od decyzji, po wdrożenie i uruchomienie systemu – trwał ponad dwa lata. W Europie mamy w tym momencie bardzo dużo projektów związanych z płatnościami zbliżeniowymi w transporcie. Sądzę, że w niedalekiej przyszłości będziemy mogli powiedzieć, że są one już standardem.
To dlatego we Wrocławiu kłopotów z przestawieniem się na system bezgotówkowy i bezbiletowy było mniej niż się spodziewano?
Wrocławianie dość łatwo zorientowali się, że to rozwiązanie szybkie, wygodne i bezpieczne. Największe obawy były związane z tym, że w autobusie wyjmuje się kartę albo telefon z aplikacją z podpiętą kartą i kontroler przykłada do niej jakieś urządzenie i coś z nią robi. Dlatego mocno włączyliśmy się w całą kampanię informacyjną tłumaczącą, jak to działa. Wyjaśniamy, że kontroler niczego o tej karcie nie wie. Że karty w całym systemie są stokenizowane – oznacza to, że dane o bilecie są całkowicie anonimowe, a kontroler widzi jedynie informację o tym, czy daną kartą został opłacony przejazd. Że te urządzenia bardzo przypominają te, które pasażerowie znają np. ze sklepów. Pamiętajmy też, że dziś kontroler to zwykle osoba umundurowana, będąca wizytówką miasta, a nie osoba przypadkowa.
Czy wasz interes w pewnym momencie nie staje się sprzeczny z interesem miasta? Ułatwiacie zakupy biletów jednorazowych, tymczasem miastom zależy na jak największej sprzedaży biletów długookresowych – miesięcznych lub kwartalnych.
Mamy dane pokazujące, że przychody miast ze sprzedaży biletów rosną tam, gdzie wprowadzono ten system. We Wrocławiu 60 proc. biletów jednorazowych jest dziś sprzedawanych właśnie poprzez zbliżenie karty płatniczej do kasownika. Wynikają z tego duże oszczędności – nie trzeba bowiem zamawiać, produkować, magazynować i dystrybuować biletów papierowych.
Bilety długookresowe są dziś zdecydowanie najpopularniejsze, ale zachęcamy miasta, żeby przestawiły się z systemu z kartą miejską na taryfę, w której płaci się za faktyczne przejazdy (tzw. „pay as you go”). Aby ułatwić organizatorom transportu wdrażanie takich rozwiązań, wprowadziliśmy specjalny model transakcji dla transportu publicznego – Mass Transit Transaction. To rozwiązanie oparte o zbliżenie karty przy wejściu i wyjściu z pojazdu. Aby było to możliwe, miasto powinno skonstruować tzw. taryfę „check-in/check-out”, ale bez konieczności budowania skomplikowanego systemu na karcie miejskiej. O korzyściach z zastosowania kart płatniczych do poboru opłat za przejazdy już wspominałem, ale w tym miejscu warto jeszcze dodać kilka przewag rozwiązania MTT – nie trzeba produkować kart czy płacić pośrednikom za ich doładowywanie. Takie rozwiązania funkcjonują już w Londynie, Ostrawie czy we francuskim Dijon.
Stoimy zresztą przed kolejnym etapem. Pracujemy nad koncepcją tzw. Digital Ticket, która zakłada odejście od fizycznych płatności na rzecz płatności całkowicie cyfrowych. Oznacza to, że do przejazdu komunikacją miejską wystarczy mi mój smartfon z podpiętą kartą płatniczą.
Jak by to miało wyglądać? Wsiadam do autobusu… i co? I czym to się różni od płatności zbliżeniowych telefonem w systemie OPS?
I autobus wyposażony w beacony sam rozpoznaje nasz smartfon. Wie, że wsiedliśmy, potem, kiedy wysiedliśmy i nalicza odpowiednią opłatę za przejazd.
Można sobie wyobrazić różne technologie w transporcie, ale to jest kierunek, w którym chcieliby podążać pasażerowie. Warto tak projektować rozwiązania, by były z tym zbieżne. Pasażerowie chcą korzystać z transportu publicznego trochę tak, jak z Ubera. Wsiadam, nic specjalnego nie robię, ufam technologii, która obliczy należność i pobierze opłatę.
Jest szansa, że takie rozwiązanie, jako pierwsze na świecie, pojawi się w Polsce?
To już się dzieje. Inkubator Innowacji Visa współpracuje w tej kwestii z Łodzią i to właśnie tam będzie testowane zbliżone rozwiązanie.
Visa kojarzy się z „firmą od kart”. Tymczasem rozmawiamy o zupełnie innym rodzaju biznesu, w którym karta jako przedmiot, kawałek plastiku, może w ogóle zniknąć. Wasza praca się mocno zmienia?
Przeprowadziliśmy niedawno badanie zatytułowane Digital Payments Study 2017, z którego wynika, że niemal 90 proc. użytkowników korzystających już z płatności zbliżeniowych sądzi, że w ciągu trzech lat będzie płacić za pomocą urządzeń mobilnych. Więc dostosowujemy się do tych zmian. Ale z drugiej strony bardzo nam zależy, żeby Polacy, którzy już mają tę kartę w kieszeni, mieli gdzie z niej korzystać. Ideałem byłoby, gdyby w każdym punkcie handlowo-usługowym był terminal płatniczy. Stąd nasz udział w programie Polska Bezgotówkowa, dzięki któremu przedsiębiorcy, którzy dotychczas nie przyjmowali płatności bezgotówkowych, mogą otrzymać terminal płatniczy i korzystać z niego bez opłat przez cały rok. Warto podkreślić, że z programu mogą też korzystać firmy z sektora transportu publicznego.
Na koniec chciałbym zachęcić do kontaktu z nami wszystkich organizatorów transportu publicznego, którzy są zainteresowani wdrażaniem rozwiązań bezgotówkowych. Zapraszamy do współpracy.