Opłaty za wjazd do centrów miast będą, ale… poza godzinami szczytu

Opłata ma obowiązywać wyłącznie w godzinach od 9. do 17. W strefach czystego transportu, które mogą wprowadzić tylko miasta powyżej 100 tys. mieszkańców. W dodatku tam, gdzie zwarta, śródmiejska zabudowa jest określona w planie zagospodarowania przestrzennego lub studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Wykreślenie górnego limitu 25 zł na dobę jest logiczną konsekwencją ograniczenia opłat do ośmiu godzin dziennie.

Powtórka z poprawki

Możliwość wprowadzania opłat za wjazd do stref czystego transportu dla „brudnych aut”, czyli wszystkich poza elektrycznymi, wodorowymi i gazowymi, znalazła się w procedowanej właśnie nowelizacji ustawy o biokomponentach, która ma zmienić przyjętą w styczniu ustawę o elektromobilności. W tamtym dokumencie opłata (maksymalnie 3 zł za godzinę i 30 zł dziennie) była, ale została w trakcie prac sejmowych usunięta. W efekcie miasta zyskały możliwość utworzenia takich stref, ale bez opłat nie mają one sensu. Dlaczego? Bo w praktyce oznaczałoby to zamknięcie centrum miasta dla prawie wszystkich aut. Żaden samorządowiec, który nie jest politycznym samobójcą, tego nie zrobi.

Opłata za wjazd do centrum miasta to skuteczne narzędzie ograniczające ruch samochodowy, a co za tym idzie zanieczyszczenie powietrza i korki, m.in. w Londynie, Sztokholmie i Mediolanie. Kierowca, wiedząc, że za przejazd przez miasto będzie musiał zapłacić, mocniej zastanowi się, czy rzeczywiście musi wsiąść w samochód, czy może skorzystać z transportu publicznego, a może załatwić sprawę kiedy indziej. Bardziej ogólnie, jest zachętą do zakupu aut z czystszym napędem.

W procedowanej obecnie ustawie próbowano ją przywrócić, choć nieco niższą – maksymalnie 2,5 zł za godzinę oraz 25 zł za dobę. To co prawda mniej niż w większych miastach kosztuje bilet komunikacji miejskiej, a także ułamek tego co płaci się w innych miastach w Europie (dziś w Londynie auto wjeżdżające do centrum płaci w sumie 21,5 euro, niezależnie od tego czy wjeżdża na kwadrans, czy na cały dzień), ale zawsze coś. W środę jednak Komisja ds. Energii i Skarbu Państwa jednogłośnie przyjęła poprawkę zgłoszoną przez Krzysztofa Sitarskiego (Kukiz’15, to ten sam poseł, który poprzednio „wyrzucił” opłaty z ustawy o elektromobilności), Andrzeja Maciejewskiego (Kukiz’15) oraz przewodniczącego komisji Macieja Małeckiego (PiS).

Co ona zmienia? Ze stawki nie większej niż 2,5 zł/h i 25 zł/dzień pozostaje tylko ta pierwsza. To logiczne, bo możliwość pobierania opłat ograniczono do godzin 9-17, czyli w praktyce w godzinach szczytu, gdy samochodów jest najwięcej, więc dymią najbardziej i powodują permanentne korki, nic się nie zmieni.

Możliwość wyznaczania stref, poprawką posłów Kukiz’15 i PiS, ograniczono dla miast powyżej 100 tys. mieszkańców. Strefy czystego transportu zabrano więc np. Sopotowi i Zakopanemu, które okresowo mierzą się z olbrzymim napływem samochodów. Ograniczono je też do intensywnej, śródmiejskiej zabudowy określonej w miejskich dokumentach.

Biedni polscy kierowcy

– Jestem zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzenia tak wysokich opłat za wjazd do stref czystego transportu, tak jak 99 proc. użytkowników samochodów spalinowych w Polsce, których nie stać ani na hybrydy z „pluginem”, ani na elektryki, bądź jeszcze inne, wysokiej technologii samochody – tłumaczył swoją poprawkę poseł Sitarski podczas posiedzenia komisji

Wprost wspomniał, że chodzi o to, żeby maksymalnie ograniczyć koszt tych opłat dla obywateli. – Nie jest to poprawka moich marzeń, ale z tego co wiem jedyna, wokół której może być konsensus. Pozwoli na dotarcie z dziećmi do przedszkola rano i odwiedzenie rodziny w centrum miasta… – referował dalej, sprawiając wrażenie, jakby było to możliwe wyłącznie samochodem.

Przekonał wszystkich. Kancelaria Sejmu nie opublikowała jeszcze pełnego zapisu posiedzenia, ale na nagraniu środowego posiedzenia widać, że żaden z posłów nie sprzeciwił się poprawce.