W zeszłym tygodniu rząd poinformował, że od 1 stycznia Opole powiększy się o tereny sołectw położonych głównie na północ i na zachód od dzisiejszych granic miasta. Oznacza to zwiększenie powierzchni miasta o połowę. Głównym orędownikiem jest obecny prezydent miasta Arkadiusz Wiśniewski. Opinię mieszkańców anektowanych terenów zignorowano.
Dziś Opole to najmniejsza stolica, najmniejszego województwa. – To historyczna decyzja – ekscytował się w zeszłym tygodniu wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który do Sejmu dostał się właśnie z listy opolskiej i poza prezydentem Wiśniewskim jest najgłośniejszym zwolennikiem powiększenia miasta. – Opole nie będzie już najmniejsze spośród wszystkich miast wojewódzkich. Będzie dużym miastem – mówił z entuzjazmem.
Po powiększeniu liczba mieszkańców wzrośnie o ok. 9,5 tys. – do 129 tys. Opolska „metropolia” prześcignie pod tym względem Gorzów Wielkopolski, który dzieli status stolicy województwa lubuskiego z Zieloną Górą.
„Elektrownia to nie Krym!”Pomysł zrealizowano właściwie błyskawicznie. Pojawił się jesienią, rada miasta przegłosowała go bez sprzeciwu. Konsultacje w mieście pokazały prawie 60-procentowe poparcie dla idei i choć wzięło w nich udział ledwie kilka tysięcy osób, prezydent uznał, że dają mandat do proponowanej zmiany. W ubiegłą środę zmianę zatwierdził rząd, o czym poinformował Jaki. Do Opola zostaną włączone fragmenty czterech gmin: Dąbrowy, Dobrzenia Wielkiego, Komprachcic i Prószkowa.
Wiśniewski
w rozmowie z Nową Trybuną Opolską przekonywał kilka miesięcy temu, że większe Opole będzie miało silniejszą pozycję, by bronić swojej niezależności. Dodawał, że choć miasto od lat się wyludnia, to według badań ratusza to „migracje pozorne”, bo ludzie przenoszą się do gmin ościennych. Choć wciąż korzystają z opolskiej infrastruktury i rynku pracy, to podatki płacą gdzie indziej. Dlatego powiększenie Opola to „dostosowanie granic do stanu faktycznego”.
Rzecz w tym, że nikogo nie interesuje, czy mieszkańcy anektowanych terenów chcą „dostosowywać się do stanu faktycznego”. A nie chcą i mają powody. Żadna z gmin nie zostanie włączona do Opola w całości, ale zostaną okrojone. Dobrzeń Wielki, w którym protesty są najgłośniejsze (mieszkańcy tydzień temu pikietowali pod sejmem) straci m.in. wieś Brzezie, na której terenie mieści się elektrownia Opole. Budżet gminy, która jest na tyle bogata, że płaci „janosikowe” zmniejszy się o dwie trzecie. Dąbrowa z kolei straci tereny, które gmina, na własny koszt, „uzbroiła” przez ostatnie lata pod inwestycje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Opole po prostu połknie co smaczniejsze kąski. Choć mieszkańcy pikietują, facebookowy profil „NIE dla rozdzielenia Gminy Dobrzeń Wielki” polubiło ponad 4 tys. osób, a kreatywność w przypadku transparentów jest duża („Elektrownia to nie Krym!”), powiększenie miasta wydaje się być przesądzone.
Paryż OpolszczyznyFormalnie opinia mieszkańców nie jest wiążąca i rząd może zmienić granice administracyjne wbrew nim. Gdyby było inaczej, można by zablokować każdą zmianę terytorialną, a przecież miasta w naturalny sposób się poszerzają. Rzeszów, inne duże miasto, które w ostatnich latach się rozrosło, robiło to również wbrew woli mieszkańców okolicznych gmin. Ale na Podkarpaciu aż takich protestów nie było. Czasem mimo protestu mieszkańców zgadzali się radni. Na obrzeżach Opola protestują mieszkańcy, urzędnicy gminni i władze powiatu.
W dodatku wątpliwości budzą ewentualne korzyści dla miasta. W wielu mediach już pojawiły się porównania z Paryżem czy Barceloną, które zostaną w styczniu przerośnięte przez Opole. Nie wchodząc w szczegóły związane z zarządzaniem ścisłym miastem i całą aglomeracją, nie ma w tym przypadku. Miasta na całym świecie, starają się zachować jak najbardziej zwartą tkankę i przeciwdziałać suburbanizacji, czyli „rozlewaniu się” po coraz większej powierzchni. Sytuacja, w której coraz więcej ludzi mieszka na dalekich przedmieściach, gdzie taniej można kupić mieszkanie, ale skąd jest dalej do pracy i brakuje podstawowej infrastruktury, to zmartwienie również największych miast w Polsce, które starają się walczyć z tym zjawiskiem. Jest niekorzystne, bo przez to znacząco rosną koszty jego funkcjonowania. Mieszkańcom odległych terenów trzeba zapewnić media, komunikację miejską, itp. Dlatego np. w Warszawie urzędnicy przychylniej obserwują osiedlanie się nowych mieszkańców na rewitalizowanej już dziś za miliardy złotych Pradze, niż na obrzeżach Białołęki.
Kilkanaście nowych autobusów i 120 nowych ulicW Opolu nikt takich obaw nie ma, za to urzędnicy najwyraźniej cieszą się, że miasto powiększy swoją powierzchnię o połowę, choć liczba ludności wzrośnie raptem o 7-8 proc. Na wtorkowej konferencji prasowej prezydent Wiśniewski zapewniał, że miasto uruchomi 160 dodatkowych kursów autobusowych, bo obsłużyć przyłączane sołectwa. Będzie to oznaczało zwiększenie budżetu MZK Opole o 4-5 mln zł i kupno kilkunastu dodatkowych autobusów, choć w relacjach ze spotkania nie ma wyjaśnienia skąd znajdą się na to pieniądze. Prezydent obiecywał też, że mieszkańcy przyłączanych sołectw zmianę odczują minimalnie, nie będzie potrzeby wymiany dowodów osobistych lub rejestracyjnych, a największy problem będzie z nazwami ok. 120 ulic, które na anektowanych terenach nazywają się tak jak w mieście. Nazwy zostaną zmienione.
Ale to dotyczy ewentualnych nowych opolan. Bo w tym samym czasie wójt Dobrzenia Wielkiego Henryk Wróbel, na spotkaniach z mieszkańcami tłumaczy co czeka gminę od przyszłego roku. Obcięcie 70-milionowego budżetu o 43 mln zł oznacza ograniczenie inwestycji, wydatków na sport i kulturę.
Wójt Wróbel nawet skłania się do całkowitego połknięcia Dobrzenia przez Opole. – Wówczas pracę stracę tylko ja i kilka osób w urzędzie. A jeśli zostaniemy z małym, ale własnym, to będę musiał zwolnić kilkadziesiąt osób w podległych mi jednostkach… – mówi cytowany przez Nową Trybunę Opolską.
Tylko, że póki co nikt całego Dobrzenia Wielkiego w Opolu nie chce. To Opole ma być wielkie.
Żródło infografiki: duzeopole.pl, Mapa powiększenia Opola prezentowana podczas konsultacji społecznych. Ostatecznie do Opola nie wejdzie tylko część Zawady.