Czy kiedykolwiek do Ozorkowa dojedzie jeszcze tramwaj? O potrzebie przywrócenia tam komunikacji mówi się coraz rzadziej. Wydaje się, że brak linii 46 został już niejako oswojony, a rdza na torowisku stała się naturalnym elementem podłódzkiego krajobrazu.
– Każdy, kto dzięki swojej pracy sprawia, że obumierająca roślina ponownie zaczyna kiełkować, odczuwa ogromną satysfakcję. Tak właśnie czuję się, stojąc w miejscu, które jeszcze rok temu skazane było na porażkę – mówił w poniedziałek Grzegorz Schreiber, marszałek województwa łódzkiego, o
doprowadzeniu do podpisania kontraktu z wykonawcą remontu linii tramwajowej łączącej Łódź ze Zgierzem. Zawarcie umowy było możliwe m.in. dlatego, że województwo dwukrotnie zwiększyło kwotę dofinansowania do przedsięwzięcia z Regionalnego Programu Operacyjnego.
Jeśli jednak trzymać się porównania podmiejskiej sieci tramwajowej do ogrodu, trudno nie zauważyć, że roślina, która z jednej strony kwitnie, a z drugiej straszy odrąbanymi gałęziami, nie wygląda wcale zdrowo. Tymczasem wydaje się zdumiewające, jak szybko i z wystąpień lokalnych polityków, i z debaty publicznej toczącej się choćby na łamach regionalnej prasy zniknęła sprawa linii 46 biegnącej do Ozorkowa. Dziwi to tym bardziej, że fragment, na którego remont właśnie się zdecydowano, stanowi swoisty pień, z którego wyrastają dwa konary: jeden króciutki – odpowiadający odnodze do zgierskiego pl. Kilińskiego, a drugi olbrzymi – symbolizujący bardzo długą trasę ozorkowską.
Roboty budowlane mają zacząć się jesienią. Są one tak samo ważne dla wznowienia komunikacji na krótkiej linii 45, jak i na trasie oznaczonej historycznym numerem 46: bez remontu odcinka znajdującego się tuż za granicą Łodzi i Zgierza żaden tramwaj nie mógłby wyjechać ze stolicy aglomeracji w żadnym z tych dwóch kierunków. Można jednak odnieść wrażenie, że przywrócenie połączeń do Ozorkowa jest obecnie uznawane za tak mało realne, że nikt z oficjeli o potencjalnie dużym znaczeniu inwestycji dla mieszkańców Ozorkowa, ale i Emilii, Słowika, a nawet... centrum Zgierza po prostu nie wspomina.
Minęły dwa lata od zawieszenia kursów linii 46. Choć
miasto Ozorków zapewnia, że wciąż chciałoby dążyć do wznowienia obsługi połączenia, wydaje się, że – podobnie jak w przypadku szeregu zlikwidowanych regionalnych połączeń autobusowych – czas leczy rany, które pojawiły się wraz z wykreśleniem z rozkładu jazdy wszystkich godzin odjazdów. Ludzie nauczyli się żyć bez tramwaju, a pogrążona w korkach komunikacja zastępcza wydaje się nieraz nawet lepsza od tramwaju, bo dojeżdża do Łodzi może mniej punktualnie, ale przynajmniej nieco szybciej – również w godzinach ścisłego szczytu.
W ostatnim okresie funkcjonowania tramwaj był bowiem swoją własną karykaturą: stan torów był tak zły, że można było przegonić go na rowerze, a przy dobrej kondycji – nawet biegiem. Tak nie było jednak przecież zawsze: jeszcze na początku XXI w. tramwaj linii 46 był rozsądną alternatywą dla innych form transportu, a konkurencja z prywatnymi, tanimi autobusami wcale nie była z gruntu przegrana. Dziś mało kto jednak o tym pamięta, patrząc z okna autobusu albo własnego samochodu na rdzewiejące i porastające chaszczami tory.