Pesa została ogłoszona dostawcą nowych tramwajów dla Jerozolimy w ubiegłym roku, natomiast do tej pory nie zawarto umowy na dostawę pojazdów oraz szerzej, na budowę nowej, niebieskiej linii. Jak mówi prezes Pesy, Krzysztof Zdziarski, kontrakt jest w “wychłodzeniu”, choć powoli posuwa się naprzód, a strony rozmawiają o kosztach, ale też o specyfikacji technicznej nowych wagonów. Producent deklaruje też, że ciągle monitoruje rynek tramwajowy i zamierza odzyskać Warszawę oraz złożyć swoją ofertę w Krakowie.
W ubiegłym roku
okazało się, że Pesa ma dostarczyć nowe tramwaje dla Jerozolimy do obsługi nowej, niebieskiej trasy. Polska firma jest członkiem zwycięskiego konsorcjum, które ma zbudować nową trasę, a właściwie trasy, bowiem składają się na nią trzy linie, dostarczyć do niej pojazdy (za to odpowiada właśnie Pesa) oraz zająć się utrzymaniem zajezdni, pojazdów oraz infrastruktury torowej.
Kontrakt w “wychłodzeniu”
W ramach zamówienia Pesa miałaby dostarczyć co najmniej 132 jednokierunkowe dwustronne tramwaje. Byłyby one zestawione "tyłami" w dwukierunkowe składy o łącznej długości 66 m. Przewidziano też opcję na kolejne 30 pojazdów.
Mimo wyboru oferty konsorcjum, w skład którego wchodzi Pesa, do tej pory nie zawarto umowy na realizację ogromnego projektu, wartego 4 miliardy euro, z czego udział Pesy miałaby być warty około 400 mln euro (wartości z jesieni ubiegłego roku). Co dzieje się więc z tym kontraktem aktualnie?
– Ten kontrakt jest w tej chwili – można powiedzieć – w pewnym wychłodzeniu. Jego realizacja postępuje, ale nieco wolniej. Odczuwamy zawieszenie decyzyjne i komunikacyjne ze względu na wojnę. To jest kontrakt rozciągnięty na długo. Także obie strony, zamawiający i konsorcjum, którego jesteśmy członkiem, mają kłopot z kosztami, które bardzo szybko rosną z powodów wojennych, i to mimo tego, że przecież jeszcze nie podpisaliśmy umowy na realizację tego zamówienia. Tak naprawdę zamawiający musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ten kontrakt jest dla niego ciągle opłacalny. Nasze rozmowy utknęły na kilku elementach, nie tylko finansowych. To jest też tak naprawdę pytanie o adekwatność specyfikacji technicznej do bieżących realiów, dlatego można powiedzieć, że reewolujemy to zadanie – mówi nam prezes Pesy, Krzysztof Zdziarski.
Zabudowane dachy czy grubsze szyby
Tramwaje, które miałyby trafić do Jerozolimy muszą charakteryzować się specyficznymi rozwiązaniami technicznymi.
– To są wozy, które mają na przykład zabudowane dachy, żeby nie dało się na nie nic wrzucić i na nich zostawić. Wszystko, co na tym dachu by się pojawiło, miałoby z niego jak najszybciej spadać. Druga rzecz to wyższa odporność na temperatury, bo wiadomo, w jakim klimacie te tramwaje mają jeździć – mówi Zdziarski.
Prezes Pesy dodaje też, że pojazdy mające trafić do Jerozolimy mają mieć też lepsze zabezpieczenia dotyczące możliwości dostania się jakichkolwiek elementów pod koła wagonów.
– Jednocześnie muszę powiedzieć, że to oczywiście nie będą pancerne tramwaje, bo nikt nie projektuje wagonu, żeby jechał w strefę wojny. W czasie działań wojennych tramwaje tam po prostu nie jeżdżą, natomiast te tramwaje mają mieć też bardziej odporne, nietłukące się szyby, żeby w razie trafienia kamieniem od razu nie pękały i nie narażały pasażerów na niebezpieczeństwo – kończy prezes bydgoskiego producenta.
“Chcemy odzyskać Warszawę”
W tym kontekście warto zapytać, czy w związku z faktem, że realizacja zamówienia dla Jerozolimy jest “wychłodzona”, Pesa będzie bardziej przychylnie patrzyła na zamówienia tramwajowe, zwłaszcza, że firma nie wystartowała w ostatnim czasie w
przetargach w Szczecinie,
czy Krakowie, gdzie do tej pory dostarczała już swoje tramwaje?
– Nie wystartowaliśmy w Krakowie, bo tam była trudna dla nas do spełnienia specyfikacja. Teraz Kraków ogłosił przetarg drugi raz. Uczestniczyliśmy tam w dialogu technologicznym i przymierzamy się, żeby złożyć swoją ofertą. Przygotowujemy się również do zamówień dla Warszawy, bo chcielibyśmy Warszawę odzyskać i czujemy się na siłach, żeby rywalizować tam z potencjalną konkurencją. Mogę zapewnić, że ciągle mamy na radarze zarówno nasz kraj, jak i kraje sąsiednie – zapewnia Krzysztof Zdziarski.