Jeden z największych państwowych przewoźników autobusowych po cichu został postawiony w stan likwidacji. Próbuje sprzedać dworzec i siedzibę, by spłacić wierzycieli.
PKS Częstochowa, spółka akcyjna w stu procentach w rękach skarbu państwa, ma dość duże kłopoty finansowe. Już dwa lata temu, próbując poradzić sobie z brakiem rentowności, zaczął ciąć kursy namawiając gminy, które obsługiwał, do współfinansowania przewozów. Od września tego roku kursy wypadają z rozkładu. Tylko 10 września, o czym przewoźnik poinformował na swojej stronie internetowej w jednym z ostatnich postów, nie zrealizował 14 z nich.
O stanie likwidacji poinformowała częstochowska „Gazeta Wyborcza”, przewoźnik na ten temat milczy, choć przy okazji postępowania związanego ze sprzedażą dworca okazało się, że prezes Ludwik Kubiasiak nie jest już prezesem, a likwidatorem. Gazeta docieka, że decyzję podjęto 18 października na nadzwyczajnym zgromadzeniu wspólników.
Jak informuje „Wyborcza” PKS sprzedaje swój własny dworzec, choć nie jest to łatwe, bo nieruchomość ma obciążona hipotekę (ok. 0,5 mln zł), z racji zaległości wobec ZUS. Dworzec PKS stoi w centrum miasta, w bardzo atrakcyjnym miejscu. Przewoźnik za użytkowanie wieczyste terenu i własność obiektów początkowo chciał 18 mln zł, teraz cena spadła do 12,5 mln zł. Nabywca musiałby jednak wydzierżawić spółce budynek do czasu przeprowadzki do centrum przesiadkowego w okolicy Dworca Głównego.
Wcześniej w PKS-ie krążyły
pomysły na przebudowę dworca w coś w rodzaju niewielkiej galerii handlowej z elementem dworcowym, ale dziś najwyraźniej nie ma już o czym mówić. PKS Częstochowa od kilku miesięcy próbuje też sprzedać budynek własnej siedziby i oddać użytkowanie wieczyste terenu, na którym się znajduje, ale bezskutecznie. Ta hipoteka też jest obciążona.