Londyn kilka lat temu zrewolucjonizował system opłat w komunikacji miejskiej. Wprowadził kartę Oyster, która sama pobierała odpowiednią kwotę za przejazd. Teraz miasto testuje też opcję bez biletów, zachęcając do korzystania z dotykowych kart płatniczych – opłaty są pobierane bezpośrednio z plastiku, tak jak w każdym zwyczajnym sklepie. Londyn z pewnością przeciera szlaki w względzie nietypowej i elastycznej taryfy, ale i u nas w Polsce mamy pewne jaskółki zmian, które z pewnością w najbliższym czasie nadejdą. Tym bardziej, że podobne rozwiązania oferują już polskie firmy. – Jesteśmy gotowi na wprowadzanie takich rozwiązań jak w Londynie – zapewnia Grzegorz Wojtenko, prezes MCX Systems.
System taryfowy Londynu nigdy nie należał do prostych. Historycznie opłaty w metrze były pobierane od stacji do stacji za przejechany dystans – jak na kolei. W latach 80. zaczęto stosować system strefowy. Aktualnie miasto jest podzielone na sześć zon (z dodatkowymi w obszarze aglomeracji), które tworzą pierścienie. Pierwsza obejmuje śródmieście – londyńskie City. Opłata zależna jest od liczby pokonywanych zon, choć strefa strefie nierówna – tańsze są podróże z ominięciem centrum. Przy czym inne opłaty są pobierane przy przejazdach metrem, a inne np. komunikacją autobusową czy tramwajami. Tabela opłat do krótkich nie należy.
Karta z elastyczną taryfąKolejna rewolucja zaszła już w XXI wieku. W 1998 r. operator metra w Londynie podpisał – w ramach Partnerstwa Publiczno-Prywatnego – umowę z TranSys (konsorcjum Cubic, HP Enterprise Services, Fujitsu i WS Atkins) na wdrożenie systemu karty miejskiej, znanej teraz pod nazwą Oyster. Umowę zawarto na okres 17 lat – do 2015 r. – choć ostatecznie w 2008 r., pięć lat po wdrożeniu, Transport for London ją wypowiedział dla ograniczenia kosztów (nieoficjalnie mówiło się o dużej liczbie błędów).
Oyster to system bezdotykowej karty miejskiej. Można na nią załadować bilety od siedmiodniowych do rocznych. W przypadku podróży nieregularnych działa ona na zasadzie tzw. zasadzie pay-as-you-go, czyli elektronicznej portmonetki. Użytkownik ładuje na nią pewną sumę pieniędzy, która następnie jest pomniejszana o wartość dokonywanych podróży – w zależności od stref i pór dnia. Wymaga to od pasażera przykładania kart przy wejściu na stację, jak i przy jej wyjściu (w autobusach i tramwajach tylko przy wejściu do pojazdu – obowiązuje jedna opłata). Przy czym przy odpowiedniej liczbie przejazdów w ciągu dnia nie są już pobierane opłaty za kolejne przejazdy. Przykładowo bilet jednorazowy na pierwszą i drugą strefę kosztuje 2,90 funtów w szczycie i 2,30 funtów poza szczytem. Maksymalna pobierana opłata w ciągu dnia – pod warunkiem poruszania się tylko w 1 i 2 strefie – to 6,40 funtów (dzienny limit – tzw. daily cap). Przy czym, jeżeli pasażer zapomni przybliżyć karty przy wyjściu, pobierana jest maksymalna opłata w wysokości do 8,80 funtów, bez względu na wspomniany dzienny limit (później pasażer może uzyskać zwrot nadpłaty przy „skorygowaniu” trasy podróży). Zasada ta budzi sporo kontrowersji – przykładowo wg doniesień medialnych w samym 2010 r. Transport for London „zarobił” na niej ponad 60 milionów funtów. Teraz w pewnych okolicznościach system powinien sam „korygować” opłaty (np. gdy pasażer regularnie podróżuje na jakiejś trasie i sporadycznie nie zbliży karty przy opuszczaniu stacji).
Bilet już niepotrzebnyTeraz Transport for London wprowadza kolejną rewolucję: za przejazd można płacić za pomocą kart zbliżeniowych. Od grudnia 2012 r. można z nich korzystać w autobusach, następnie system rozszerzono na inne środki komunikacji. Karty działają na podobnej zasadzie do kart Oyster z zasadniczą jednak różnicą – eliminowany jest nośnik biletu w tradycyjnym znaczeniu i opłaty są pobierane bezpośrednio z plastikowego nośnika (nie trzeba się nawet rejestrować). Ustalony tygodniowy limit opłat. W wymiarze dłuższym – od miesiąca – bardziej opłaca się korzystać jednak z tradycyjnych biletów bądź kodowanych na karcie Oyster. Wg statystyk 13 marca br. liczba „zbliżeń” przekroczyła milion i stanowi obecnie ponad 14% podróży dokonywanych na zasadzie pay-as-you-go. Jedna siódma wszystkich transakcji tego typu dokonywanych w Wielkiej Brytanii ma miejsce w londyńskiej komunikacji.
System opłat jest tak skonstruowany, żeby zachęcać pasażerów do korzystania z kart Oyster i kart płatniczych (przy czym najbardziej opłaca się korzystać z tych ostatnich). Bilet kupiony za gotówkę jest droższy niż opłata należna w przypadku Oyster lub karty płatniczej. Tzw. daily cap jest niższy niż koszt zakupu tradycyjnego biletu dobowego.
To nie koniec zmian – Transport for London bada teraz możliwości zastąpienia kart Oyster nowymi rozwiązaniami. Według propozycji nowe karty z zachowaną nazwą miałyby wykorzystywać technologie z bankowych kart zbliżeniowych. Informacje niezbędne do wykonania transakcji nie są kodowane bezpośrednio na karcie, co zmniejsza koszty obsługi systemu. Ponadto karty w nowej technologii pozwolą na bardziej elastyczne kształtowanie taryfy.
Wdrożenie nowych form płatności ma też inny efekt – pozwala, co budzi duże wątpliwości, na zamykanie kas biletowych, znajdujących się niegdyś na wszystkich stacjach metra. Jak przekonuje Transport for London, przyniesie to spore oszczędności – ok. 50 mln funtów rocznie. Pracownicy mają zostać przesunięci do innych zadań związanych z obsługą pasażerów (w halach odpraw, na peronach czy planowanych centrach obsługi podróżnych), choć zmiany i tak oznaczają ograniczenie zatrudnienia o ok. 900 osób. Zdaniem związkowców odbije się to na bezpieczeństwie.
Pierwsze polskie jaskółki. Przykład od najmniejszychZ bardziej nietypowymi rozwiązaniami eksperymentują też polskie miasta. Elektroniczne karty miejskie są już praktycznie standardem, ale trudno mówić tutaj o innowacji – raczej zamiana nośnika jednego rodzaju na inny. O krok dalej poszedł Poznań, który wdrożył bardziej elastyczną kartę PEKA. Umożliwia ona, przykładowo, naliczanie opłat za przejechane przystanki bądź wydłużanie ważności biletów okresowych o kolejne dni. Również KZK GOP, operator komunikacji na Śląsku i w Zagłębiu, wprowadził – w wielkich bólach – kartę ŚKUP. Wśród nowości są bilety na określoną liczbę dni czy z limitem przejazdów oraz taryfa odległościowa. Niestety, oba systemy nie są wolne od błędów i krytyki, należy jednak docenić nowatorskie podejście do taryfy.
W inną stronę poszły niewielkie Świebodzice, w których funkcjonuje jedna linia autobusowa. Od początku roku mieszkańcy mogą podróżować komunikacją miejską bez potrzeby posiadania tradycyjnego biletu – wystarczy karta zbliżeniowa, którą zbliża się do kasownika. Tak, jak w Londynie. Odpowiadają za to polskie firmy – R&G, która jest producentem kasowników oraz MCX Systems,
odpowiedzialna za dostawę systemów i rozwiązań informatycznych.
Niewykluczone, że śladem Londynu pójdą inne miasta, korzystając z funduszy unijnych. – Jesteśmy gotowi na wprowadzanie takich rozwiązań jak w Londynie –
zapewnia Grzegorz Wojtenko, prezes MCX Systems. – Doświadczenia ze Świebodzic traktujemy jako przygotowanie do wdrożenia systemu bardziej skomplikowanego, jak ten w Londynie. To jeden z pierwszych tego typu projektów w Europie. Dziś przedsiębiorstwa transportu publicznego już nie pytają nas czy to się da zrobić, ale jak przejść z obecnego systemu na bezbiletowy, czy możliwy jest okres przejściowy itp. – mówi prezes Grzegorz Wojtenko. Jakiś czas temu nieśmiało mówiła o tym np. Warszawa. Kolejna rewolucja biletowa może więc nie ograniczać się tylko do kwestii technologicznych i unowocześniania nośników, ale też całej filozofii funkcjonowania systemu opłat.