Amerykanie wydają rocznie 210 miliardów dolarów na zakupy związane z jazdą do pracy i z powrotem – nie tylko na benzynę i parkowanie, ale też drobne zakupy, kawę, czy papierosy. Wielu z nich płaci z wyprzedzeniem, np. przez telefon. Firmy technologiczne już zastanawiają się, jak wyeliminować z tego ciągu telefon lub kartę i sprawić, żeby środkiem płatności stał się… samochód.
Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że w przyszłości, dalekiej
lub całkiem bliskiej, jazda do pracy bardzo się zmieni. Nawet ci, którzy nie przesiądą się do środków transportu publicznego i pozostaną przy własnym samochodzie, nie będą nim kierowali. Autonomiczne samochody, które będą ze sobą „rozmawiać”, pojadą same.
Czynnikiem, który może przyspieszyć dojście do tej zmiany będzie nie tylko wzrost bezpieczeństwa i płynności jazdy, ale też to, że będzie to okazja do zarobku dla koncernów handlowych. Kierowca, który nie będzie musiał kierować, zyska dużo wolnego czasu. Będzie się musiał czymś zająć, wiec dlaczego nie zakupami?
Spać albo kupować
Z raportu przygotowanego w styczniu tego roku na zlecenie Visa, który powstał po przepytaniu 2 tys. Amerykanów, wynika, że ze wspomnianych wyżej pieniędzy, wydawanych w drodze do i z pracy, aż 18,7 mld dol. kosztuje ich… poranna kawa. Co więcej, wielu z nich chętnie z wyprzedzeniem kupuje i płaci za towary, które potem zabiera do auta.
Co z tego wynika? Otóż respondenci zapytani, co by robili, gdyby nie musieli prowadzić swojego samochodu odpowiadali, że by spali (34 proc.) albo graliby na komórce (28 proc.), aż 30 proc. stwierdziło, że robiłoby w tym czasie zakupy. To bardzo dużo nowych klientów.
Taka technologia już istnieje. Wspomniana Visa rozwinęła już możliwość płacenia przez samochód, co nazywa „Visa Token Payment”. Nie różni się to specjalnie od możliwości płacenia za pomocą chipu wszczepionego przez skórę, czy choćby karty. Tyle, że sensory umożliwiające taką transakcję są zamontowane w aucie, a kierowca zarządza wszystkim dzięki panelowi w samochodzie. W ten sposób można zapłacić na stacjach benzynowych za paliwo, za parkowanie albo za przejazd autostradą.
W transporcie bez gotówki
To najprawdopodobniej kolejny krok.
Transport coraz bardziej okazuje się tą sferą aktywności, w której gotówka staje się mniej wygodna niż płatności bezgotówkowe. Kartą płaci się za bilet w autobusie (a nawet po prostu za przejazd, już bez pobierania biletu w jakiejkolwiek fizycznej formie), za wypożyczenie roweru czy za parkowanie. W tym ostatnim przypadku w kilku miastach w Europie można wnieść opłatę przez telefon, a sprawdzanie opłat polega na skanowaniu tablic rejestracyjnych.
Sukces Ubera, czy innych uberopodobnych usług polegał m.in. na tym, że z usługi wyeliminowano gotówkę, a pasażer, po dojechaniu na miejsce, po prostu wysiada z samochodu. To szybsze ale też, co do zasady, wygodniejsze i dla pasażera i dla kierowcy.
Beacony zastąpią karty?
W przypadku transportu publicznego również od kilku lat omawiana jest możliwość jeszcze większego uproszczenia płatności w autobusach czy tramwajach.
Wielokrotnie już opisywany model wprowadzony we Wrocławiu (pasażer przykłada swoją kartę płatniczą do biletomatu i już) nie jest najprostszym z możliwych, bo wyobraźcie sobie, że autobus sam rozpozna, że macie w kieszeni kartę lub telefon i po przejściu przez drzwi pobierze opłatę za przejazd? To możliwe dzięki beaconom, czyli małym urządzeniom, które kontaktują się z innymi beaconami, a tę funkcję mogą pełnić smartfony. Wymyślone dla klientów sklepów, mogą się sprawdzić w transporcie publicznym.
Wracając do samochodów, w ich przypadku przerobienie ich na środek płatniczy ma sens właśnie dlatego, ze to przedmiot w pewien sposób osobisty, ale towarzyszący konkretnym płatnościom w ciągu dnia. Kierowca, jadąc w stronę pracy, wybiera np. śniadanie i podjeżdżając do restauracji już ono na niego czeka. Albo podjeżdżając na stację benzynową kilka tankowanie za konkretną sumę, albo do pełna. I właśnie dzięki beaconom wszystko odbywa się bez płacenia. Wygodna przyszłość?