Kilka dni temu GUS opublikował raport zatytułowany „Atlas demograficzny Polski”, pierwsze tak kompletne opracowanie dotyczące ludności naszego kraju. Nieco przy okazji, dane dotyczące mieszkańców naszego kraju są wyraźnym dowodem na postępującą i głęboką suburbanizację, czyli jedno z najbardziej niepokojących zjawisk związanych z miastami. W polskich miastach jest coraz mniej dzieci i nie wygląda na to, by to się miało poprawić.
Na mapie pokazującej odsetek mieszkańców w wieku 0–17 lat w miejscu Poznania, Wrocławia czy Lublina zieje biała dziura. Nieco mniej biało jest w miejscu Warszawy czy Trójmiasta. Podobnie jest w Łodzi, choć w tym przypadku trudno zauważyć kontrast, bo w całym województwie dzieci jest mało. Za to w przypadku wspomnianego Poznania, Warszawy czy Trójmiasta uderza różnica między miastem, a okolicznymi gminami. Różnica w procencie dzieci jest dwu- a nawet trzykrotna. Ta nierównowaga staje się jeszcze bardziej wyraźna, gdy porównamy tę mapę z mapą gęstości zaludnienia w Polsce. Wielkie miasta to ciemne punkty. W nich mieszka zdecydowanie najwięcej Polaków. Ale nie dzieci.
Miasta bez dzieciNa nietypowe zjawisko zwrócił uwagę portalsamorzadowy.pl, ale to aktywiści z Miasto Jest Nasze powiązali je z procesem suburbanizacji. „Klasa średnia od kilkunastu lat konsekwentnie wyprowadza się z miast na przedmieścia w poszukiwaniu zdrowego powietrza, zieleni, komfortu, bezpieczeństwa, w końcu także – tańszych gruntów” – piszą przedstawiciele organizacji na Facebooku.
Pierwsza mapa pokazuje procent dzieci w wieku 0-17 lat w gminach. Druga mapa to gęstość zaludnienia w gminach. Obie dotyczą 2016 r. Źródło: GUS, "Atlas demograficzny Polski". Suburbanizacja to niekontrolowane „rozlewanie się” miast. Ludzie, których nie stać na mieszkanie w centrach, osiedlają się na peryferyjnych blokowiskach, albo w podmiejskich gminach. Pracują jednak cały czas w mieście. Efekt jest taki, że sami tracą mnóstwo czasu i pieniędzy na dojazdy, miasto ponosi – rosnące w sposób niekontrolowany – koszty obsługi komunikacyjnej, wodociągowej, usług publicznych, na coraz większym obszarze, w tym samym czasie centrum miasta po godzinach pracy pustoszeje. W Warszawie to właśnie efektami suburbanizacji są: „wymarły” wieczorami Służewiec, żądania doprowadzenia metra na Białołękę, czy rywalizacja między stolicą a jej okolicą o podatki płacone przez mieszkających poza Warszawą a pracujących w mieście.
Rzecz dotyczy jednak nie tylko Warszawy, ale wszystkich dużych ośrodków miejskich. Ponieważ własnego mieszkania szukają przede wszystkim osoby młode, po kilku, kilkunastu latach właśnie po tym gdzie wychowują dzieci można poznać gdzie znajdują swoje miejsce kolejne pokolenia. Mapa zamieszczona w tym samym raporcie wskazująca na współczynnik dzietności w powiatach (przewidywana liczba dzieci jaką urodzą kobiety zamieszkałe w danym powiecie) przypomina tę z odsetkiem dzieci. Obecne i przyszłe matki mieszkają poza dużymi miastami.
Problem na lata„Mamy dwa rozwiązania tego problemu: budowanie szerszych autostrad i zachęcanie kolejnych tysięcy warszawiaków do wyprowadzki albo czynienie Warszawy przyjemniejszym miejscem do życia na co dzień – spokojniejszym, bardziej zielonym i bezpiecznym. My jesteśmy za tą drugą opcją” – piszą aktywiści w MJN.
Rzecz nie jest jednak taka łatwa. Suburbanizacja jest zjawiskiem rozciągniętym w czasie. Podobnie, przeciwdziałanie jej to zadanie rozciągnięte na dekady. Miasta mają w tej kwestii ograniczone możliwości, bo nie mogą zmusić dewelopera by budował mieszkania w centrum, gdzie będą droższe, a nie na przedmieściach, gdzie będą tańsze. Z drugiej strony opieszałość samorządów w uchwalaniu planów miejscowych (które w polskich warunkach nie tyle określają charakter zabudowy danego miejsca, co w praktyce przede wszystkim pozwalają okiełznać fantazję budowlaną inwestorów) to jedna z głównych przyczyn, dla których młodzi wybierają blok pod lasem i dwugodzinne stanie w korkach w drodze do i z pracy.
Dane GUS wskazują że w Polsce mamy problem, choć pewnie mało kto, zanim zobaczył mapę, nie spodziewał się, że aż tak duży.