Miasta na całym świecie prześcigają się w koncepcjach uatrakcyjniania przestrzeni. Rozkwita zieleń miejska i przyjazna ludziom infrastruktura, powstają strefy relaksu, aktywności miejskiej i kultury. Bywa też tak, że nowe rozwiązania miejskie ograniczają ogólnodostępność przestrzeni publicznej.
Modernistyczna utopia kreowana przez architektów i planistów nastawiała się na odgórną organizację życia mieszkańców miast, dzieliła miasta na strefy, odseparowywała miejsca pracy od miejsc wypoczynku. Na próżno – ludzie nie są pionkami, które da się rozstawić, wpasować w mechanizm miasta. Postindustrialny krajobraz, porzucający nierealne wzorce, wymaga czegoś więcej, niż tylko abstrakcyjnego planu.
Wymaga urbanistyki, miejskiego projektowania, szukającego odpowiedzi na potrzeby ludzi „wewnątrz” ich życia, nie w teorii. Jest wiele definicji tego, co należy rozumieć przez „urban design”. To coś więcej niż architektura, wykracza poza projektowanie budynków. To spojrzenie na przestrzenie między nimi. Jednak nie należy też sprowadzać go do projektowania krajobrazu. Urban design, stara się odpowiedzieć na pytanie: jak stworzyć coś, tam, gdzie niema nic, jak skorygować podupadłą tkankę miasta, która utraciła swoją pierwotną funkcję i znaczenie.
Przestrzenie dla wszystkich?W założeniu, nowe projekty mają podnosić atrakcyjność danych obszarów miejskich, tym samym wpływając na ich rozwój, także ekonomiczny. W ramach odświeżenia otoczenia i wykorzystania na nowo istniejącej infrastruktury powstają takie projekty, jak wiszące ogrody w Nowym Jorku - The High Line Garden – stworzone na historycznym wiadukcie kolejowym przebiegającym nad zachodnią częścią Manhattanu. Niedługo w nieużywanych tunelach na wschodnim Manhattanie powstanie LowLine Garden. Słońce dotrze pod ziemię dzięki światłowodom. Podobne konstrukcje funkcjonują w Sydney, Londynie i Paryżu. Sezonowe miejskie plaże od lat zapewniają atrakcje mieszkańcom Amsterdamu, Paryża, czy Kopenhagi. Powstają deptaki, kwietniki, kawiarnie ukryte z zacisznych zaułkach, miejsca nastawione na uliczną sztukę i rozwój drobnego handlu. Gdzie? Przykłady Berlina, Melbourne, czy Helsinek nasuwają się same.
W praktyce z ogólnodostępnością nowych projektów bywa różnie. Zdarza się tak, że te przestrzenie są „publiczne” tylko z nazwy. Na przykład londyński Garden Bridge – park rozciągnięty nad Tamizą – należy do prywatnej spółki. Jest dostępny dla limitowanych grup i to tylko wtedy, gdy nie trwa tam zamknięta impreza. Można zapytać, co z tego, że coś jest teoretycznie funkcjonalne i dobrze zaprojektowane, skoro pozostaje niedostępne dla większości obywateli miasta? Jak prywatna przestrzeń w centrum miasta działa na rzecz jego obywateli?
Po pierwsze nie dzielićRobert Bevan, angielski krytyk architektury, uważa, że kreatywna miejska ekonomia powinna skupiać się na rozszerzaniu przestrzeni aktywności ludzi, zamiast ją limitować. Zbyt dużo kontroli może mieć równie złe skutki dla miasta, co brak jakiejkolwiek kontroli. Bevan uważa, że miasta potrzebują pewnego poziomu nieładu: pustostany zagarnięte przez działalność artystyczną, czy mało uczęszczane uliczki mogą być tak samo wartościowe, jak równo wysadzone drzewami bulwary. Jego zdaniem warto postawić pytanie, czy te wszystkie sezonowe plaże, podwieszane ogrody, czy modne pawilony są pożądaną miejską atrakcją, czy rzeczywistym zagrożeniem dla przestrzeni publicznej. Prywatna łata w centrum miasta, zarezerwowana dla tych, których na to stać, mija się z założeniem o ogólnodostępności wspólnych przestrzeni.
Bevan zwraca uwagę na to, w jaki sposób projektując, można kształtować nastroje sąsiedzkie i poczucie wspólnoty. Skrajne przykłady to spychanie określonych grup mieszkańców na obrzeża miasta, czy tworzenie granic „miejskiej przestrzeni” przy użyciu elementów infrastruktury takich jak wiadukty, czy torowiska. Większa anonimowość, puste przestrzenie za które nikt nie czuje się odpowiedzialny to czynniki separujące i dehumanizujące. Krytyk zaznacza, że gdyby takie subtelności były częściej uwzględniane na poziomie projektowania przestrzeni miejskiej, podniósłby się poziom bezpieczeństwa, bo im większa przestrzeń jest uważana przez danego mieszkańca miasta za przestrzeń bliską, własną, tym większe poczucie przynależności i odpowiedzialności.
Bevan uważa, że celem współczesnego urban design powinno być działanie na rzecz integracji mieszkańców miast, nie zaś tworzenie infrastruktury spełniającej potrzeby ludzi preferujących pewien określony styl życia. Idea ta z całą pewnością dotyka wielu newralgicznych dziś wątków, zarówno na poziomie ekonomicznym, jak i społecznym. Jednak mając w pamięci polski miejski krajobraz sąsiedzki sprzed 20-30 lat, można spojrzeć na nią jak na coś niezupełnie obcego.
Na podstawie: “Good urban design is actually a sharing economy”, Financial Review