Głównym konkurentem dla przewoźników autobusowych w Polsce nie są koleje, międzynarodowe firmy na wzór Flixbusa, czy prywatne auta, ale… inni, podobni przewoźnicy – wynika z badan przeprowadzonych na zlecenie Busradar.pl. Z kolei dla wyjaśnienia katastrofy w polskim transporcie lokalnym warte uwagi jest stwierdzenie aż 21 proc. przepytanych przewoźników, przyznaje, że nie ma żadnej konkurencji.
Ankieterzy firmy Biostat, na zlecenie wyszukiwarki i platformy sprzedaży biletów Busradar.pl
zapytali właścicieli lub zarządzających autobusowymi firmami przewozowymi o ich opinie na temat branży i planów rozwoju. Z odpowiedzi można odnieść wrażenie, że firmom autobusowym rozwój do niczego nie jest potrzebny, a głośne od pewnego czasu tematy, takie jak kłopoty z wykluczeniem transportowym dużej części obszarów Polski, czy zmiany w przepisach dotyczące publicznego transportu zbiorowego, zdają się ich nie dotyczyć.
Przewoźnicy jak pączki w maśle
Połowa przewoźników w najbliższym czasie nie planuje kupowania nowych autobusów (38 proc. planuje). Aż 52 proc. nie planuje w najbliższym czasie wprowadzić nowych kierunków podroży (25 proc. nie wie, czy planuje, 22 proc. rozważa nowe trasy). Na pytanie o kondycję firmy najczęściej padają odpowiedzi, że jest dobra lub średnia, a w ciągu ostatnich dwóch lat nie pogorszyła się ani nie poprawiła.
Wśród wyzwań dla branży transportowej przewoźnicy pojawiają się w istocie nie wyzwania, czy problemy, które należy rozwiązać w ciągu kilku najbliższych lat, ale standardowe tematy narzekań. Przede wszystkim ceny paliwa (60 proc.), duża konkurencja (37 proc.) i niska rentowność tego biznesu (32 proc.). Jedynym w miarę nowym kłopotem, który był często wskazywany, jest brak kierowców (40 proc.). Znacznie rzadziej wskazywane są kłopoty, które teoretycznie ma rozwiązywać nowa ustawa o publicznym transporcie zbiorowym – słaba infrastruktura (14 proc.), brak dofinansowania nierentownych połączeń (11 proc.), czy mniejsze zainteresowanie transportem publicznym (8 proc.).
Dlaczego? Pośrednio odpowiedź daje kolejne pytanie – o konkurencję, która według przewoźników jest minimalna. Ich konkurencja są, jak sami przyznają, głównie inni przewoźnicy autobusowi (61 proc.). Choć mogli wskazać po kilka odpowiedzi, to raczej rzadko wskazywali samochody (19 proc.), carpooling typu BlaBlaCar (11 proc.), a jeszcze rzadziej kolej (7 proc.) i samoloty (5 proc.). Aż 21 proc. pytanych stwierdziło, że nie ma żadnej konkurencji. Można przyjąć albo niską świadomość przewoźników, co do zachowań transportowych pasażerów, albo uznać – co wydaje się dużo bardziej prawdopodobne – że oferta transportowa w Polsce jest tak marna, że w jednej z najbardziej konkurencyjnych branży na świecie, nad Wisłą co piąty przewoźnik czuje się jak pączek w maśle.
– Na innych rynkach przewoźnicy najbardziej obawiają się właśnie międzynarodowych graczy z ogromnym kapitałem na inwestycje. Tymczasem, dla 66 proc. respondentów naszego badania największą konkurencją są „inni, podobni przewoźnicy” – przyznaje się do zaskoczenia Martin Rammensee, CEO platformy Busradar.pl. Takie zagrożenie widzi ledwie 8 proc. respondentów.
Internet nie wiadomo po co
Aż 73 proc. przewoźników – a niektórzy z nich to firmy stosunkowo małe, posiadające po kilka pojazdów – ma swoją stronę internetową. Niestety na tym często kończy się ich „interaktywność”. Mniej niż połowa ma konto na Facebooku. Tylko 30 proc. współpracuje z wyszukiwarkami połączeń. Raptem 11 proc. przewoźników prowadzi sprzedaż biletów przez internet (a kolejnych 8 proc. rozważa taką formę sprzedaży). Aż 81 proc. nie sprzedaje biletów w ten sposób i tego nie planuje.
Jak wyjaśniają twórcy badania, zostało ono przeprowadzone w ciągu dwóch tygodni na przełomie czerwca i lipca, w formie rozmów telefonicznych z szefami stu, losowo dobranych przewoźników. W większości były to małe firmy. 31 proc. z nich posiada do 4 pojazdów, z kolei 18 proc. – powyżej 20 autobusów. 24 proc. odpowiadających przyznało, że działają w granicach powiatu. Z drugiej strony aż 36 proc. zaznaczyło, że funkcjonują w skali kraju i za granicą.