– Zwracamy się do rządu o zmiany w prawie, dlatego, że bez tego z bezpieczeństwem na ulicach sobie nie poradzimy – powiedział w poniedziałek na śniadaniu prasowym w ratuszu prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Chciałby przywrócenia samorządom prawa do obsługi fotoradarów, przy jednoczesnym innym rozdzielaniu pieniędzy z mandatów, podniesienia maksymalnej stawki mandatów do połowy średniej pensji (dziś byłoby to ok. 2,5 tys. zł) i pierwszeństwa pieszych przed przejściami.
Prezydent Warszawy nawiązywał do wypadku z poprzedniej niedzieli,
gdy pędzący ok. 130 km/h kierowca zabił na warszawskich Bielanach człowieka przechodzącego przez przejście dla pieszych. Powtórzył deklaracje o szybkiej przebudowie ul. Sokratesa, gdzie doszło do katastrofy i wyliczył działania miasta na rzecz poprawy bezpieczeństwa w tym i nadchodzącym roku. Dodał jednak, że będzie przekonywał rząd do potrzebnych zmian.
Fotoradary do samorządu
Pierwszą ma być przywrócenie zarządu nad fotoradarami i elementami automatycznej kontroli ruchu samorządom.
– Te uprawnienia zostały odebrane samorządom przez rząd Ewy Kopacz, m.in. w atmosferze oskarżeń, że służą samorządom do podreperowania budżetów. Do tego wrócić nie można. Ale pomysł, by całym systemem zarządzała Inspekcja Transportu Drogowego nie udał się, bo instytucja po prostu sobie z tym nie radzi – tłumaczył, powołując się m.in.
na niedawny raport Najwyższej Izby Kontroli, z którego wynika m.in. że połowa mandatów z odcinkowych pomiarów prędkości ląduje w koszu z powodu braków kadrowych.
Trzaskowski chciałby, żeby finansowaniem i obsługą fotoradarów znów zarządzały samorządy, a pieniądze z mandatów trafiałyby do funduszu celowego, z którego finansowana byłaby poprawa bezpieczeństwa ruchu drogowego. – W jakich proporcjach pieniądze z tego funduszu trafiałyby do samorządu, a w jakich do rządu, to kwestia do ustalenia. Chodzi o to, by nie było jak dziś, gdzie z tych pieniędzy po prostu buduje się drogi – tłumaczył.
Żeby jeszcze bardziej uniemożliwić używanie fotoradarów w celach „budżetowych”, ich instalacja wymagałaby zgody ITD i wcześniejszej analizy bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Mandaty do 2,5 tys.
Drugą zmianą miałoby być podniesienie maksymalnej stawki mandatów za wykroczenia drogowe do połowy średniej pensji. Oznaczałoby to sumę ok. 2,5 tys. zł. Obecna maksymalna stawka – 500 zł – była połową średniej pensji, gdy ją uchwalano, w 1997 r.
– Chodzi o najbardziej rażące i niebezpieczne przekroczenia przepisów – zaznaczał Trzaskowski. – Zwłaszcza za ominięcie pojazdy, który zatrzymał się, by przepuścić pieszego, wyprzedzanie na przejściach, nieustąpienie pieszemu pierwszeństwa na przejściu i za rażące przekroczenie prędkości – wymienił.
Dodał, że w 2018 r. w Warszawie nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu było przyczyną 244 potrąceń, czyli blisko 2/3. W efekcie tylko tego przewinienia zginęło 10 osób. Co więcej, w Warszawie 79 proc. wypadków było zawinionych przez kierującego, a to więcej niż w skali kraju.
Pierwszeństwo pieszych
Trzecią zmianą miałoby być bezwzględne pierwszeństwo dla pieszego mającego zamiar przejścia przez jezdnię. Dziś w Polsce pieszy na pierwszeństwo, gdy już jest na przejściu. Gdy przed nim stoi, lub na nie wchodzi, teoretycznie wciąż nie. To powoduje szczególnego rodzaju „walkę o miejsce” między pieszym a kierującym samochodem. Przy potrąceniu pieszy ryzykuje życiem.
W wielu krajach europejskich przepis chroni pieszego wchodzącego na pasy, a często nawet stojącego przed nimi. Rozwiązania są różne, ale ich wspólną cechą jest nałożenie głównej odpowiedzialności za to, co się dzieje na pasach, na kierującego pojazdem. Tam gdzie takie rozwiązanie funkcjonuje, statystyki wypadkowe są niższe niż w Polsce.
– Nie czekamy z tymi propozycjami. Wiem, że to nie jest łatwe i zdaje sobie sprawę, że przekonanie niektórych będzie trudne. A będziemy przekonywali i w rządzie i w mojej partii. Ale teraz jest czas, kiedy może to być łatwiejsze niż wcześniej – mówił prezydent stolicy.