Niekontrolowane rozlewanie się miast niesie ze sobą poważne konsekwencje. Wcześniej czy później te „rozlewiska” trzeba będzie jakoś ze sobą połączyć komunikacyjnie i dodatkowo zorganizować ich komunikację wewnętrzną. A jeśli poważnie traktować plany podwarszawskich gmin, niedługo będą kilkakrotnie większe niż są dziś.
Konieczne będą plany komunikacyjne podwarszawskich gmin, które odpowiedzą na pytanie jak, skąd, dokąd przewieźć mieszkańców i odpowiedzą na pytanie, kto to ma zrobić? Jednak, aby takie plany powstały są potrzebne pieniądze. Wiele gmin po prostu na to nie stać. Więc bez planów zagospodarowania przestrzennego wydają – pod presją developerów, szukających tanich terenów podmiejskich – tzw. decyzje administracyjne, pozwalające na budowę kolejnych osiedli. Często powstają bez potrzebnej infrastruktury (woda, kanalizacja, energia elektryczna), którą powinna zabezpieczyć gmina czy miasto, bez odpowiednich dróg dojazdowych i ciągów komunikacyjnych.
Na ogół pod koniec budowy developer różnymi sposobami „delikatnie wymusza” na władzach lokalnych budowę całej infrastruktury. Czasami partycypuje w kosztach, ale są one już o wiele mniejsze od tych, które musiałby ponieść, uzbrajając teren jeszcze przed rozpoczęciem właściwej budowy. O ile partycypowanie w kosztach infrastruktury technicznej jeszcze leży w jego interesie, bo chce sprzedać mieszkania, to już budowa dróg, po których mogłyby poruszać się wielkopojemne pojazdy w ogóle go nie interesuje. Mało tego. Często odsprzedaje gminie kawałek terenu, aby ta wybudowała drogi i zapewniła komunikację.
Miasta wokół stolicyNa załączonej do artykułu mapce widać rejony podwarszawskie gdzie coraz częściej powstają duże osiedla mieszkaniowe. Są to rejony, w których gwałtownie w ciągu 4-5 lat wzrośnie zapotrzebowanie na publiczny transport zbiorowy. Rejony, w których jednak nie planuje się w najbliższych latach budowy autostrad, połączeń kolejowych, jak również rozbudowy i modernizacji już istniejących. Cały transport osobowy i towarowy będzie się zatem koncentrował na istniejących drogach, które były budowane na potrzeby lokalne. Wprowadzenie na nie dodatkowego indywidualnego transportu gwarantuje spowolnienie ruchu, albo nawet kompletną blokadę.
Co najgorsze niektóre samorządy mają wielkie ambicje zaludnienia swoich gmin do monstrualnych wielkości, sięgających 100-tysięcznego miasta. Tylko jak w nim będą żyć ludzie? Jak poruszać się w nim i poza nim?
W „
Raporcie o ekonomicznych stratach i społecznych kosztach niekontrolowanej urbanizacji w Polsce” przedstawiono w sposób wymowny, poprzez liczby, jak władze gminne planują rozwój swoich terenów niemal w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości.
Popatrzmy na dwie podwarszawskie gminy, w których już odbywa się na coraz większą skalę ruch budowlany, głównie na podstawie decyzji administracyjnych.
Ursus wielki jak Olsztyn?
Lesznowolę (7 tys. ha) zamieszkuje ok. 18 tys. ludzi (dane za rok 2011) zajmując, w budownictwie jednorodzinnym, 69 hektarów (1 proc. powierzchni gminy). W strategii rozwoju radni uzgodnili, że w najbliższych latach wydzieli się ok. 69 hektarów pod budownictwo wielorodzinne (co umożliwi zamieszkanie dodatkowo ok. 14 tys. osób), 2 772 hektarów pod budownictwo jednorodzinne (miejsce dla 111 tys. nowych mieszkańców). Pod produkcję i usługi zaplanowano 2842 hektary. Na komunikację w tej „małej miejscowości” zaplanowano docelowo 693 hektary. Prosta matematyka wystarczy, by stwierdzić, że docelowo gminę ma zamieszkiwać ok. 143 tys. mieszkańców.
Gmina Michałowice (3,5 tys. ha) ma ok. 17 tys. mieszkańców. W swojej strategii przeznaczyła prawie połowę terenów (ok. 1,5 tys. hektarów) pod budownictwo jednorodzinne, co pozwoli na przyjęcie na jej teren kolejnych 60 tys. mieszkańców. Czyli za kilka lat ma tam mieszkać prawie 80 tys. osób.
Co prawda przez teren Michałowic przebiega linia kolejowa WKD i można dodać kilka pociągów by zwiększyć częstotliwość kursowania, ale Michałowice muszą mieć na to pieniądze.
Graniczący z Michałowicami warszawski Ursus zamieszkuje dziś ok. 70 tys. ludzi (oficjalnie zameldowanych jest ok. 50 tys.). Budowane dziś nowe bloki to dodatkowe 10-15 tys. osób. Gdy zacznie się budowa osiedla na byłych terenach po zakładach mechanicznych to trzeba się liczyć z napływem ok. 40-50 tys. osób. Za kilka lat w Ursusie może mieszkać 150 tys. osób. Nie wszyscy będą pracować w Michałowicach, Ursusie. Część będzie musiała podróżować do innych dzielnic czy rejonów miasta a nawet aglomeracji.
Kto nad tym panuje?
Aglomerację warszawską czekają poważne problemy komunikacyjne. Czy samorządowcy zdają sobie z nich sprawę? Czy są gotowi na wydanie ogromnych pieniędzy na zorganizowanie transportu zbiorowego? Czy zastanawia się nad tym warszawski ZTM – organizator transportu w stolicy? Za kilka lat spadnie na niego, niczym grom z jasnego nieba, konieczność organizacji już nie aglomeracyjnej, a metropolitalnej komunikacji zbiorowej?
Wydaje się, że nikt o tym nie myśli.
Tekst jest skróconą wersją artykułu, który ukazał się w miesięczniku "Rozdroża", wydawanym przez Związek Zawodowy Pracowników Komunikacji Miejskiej w Warszawie. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.