– Pomysł na tramwaj w Radomiu nie jest nowy. Jest XIX–wieczny, bo już wtedy planowano wprowadzenie do miasta tramwaju konnego – tłumaczy dr Łukasz Zaborowski z Radomskiego Towarzystwa Naukowego. – Przy dobrej woli wszystkich stron mógłby powstać za kilka lat.
Radomskie Towarzystwo Naukowe jest pomysłodawcą budowy linii tramwajowej w Radomiu.
O samym pomyśle i
o planowanej trasie pisaliśmy już wcześniej. Projekt, wyceniany na 350 mln zł, wpisano do najnowszego Kontraktu Terytorialnego, czyli listy inwestycji dla Mazowsza, które po pozytywnym zaopiniowaniu ze strony rządu mogą być współfinansowane z funduszy unijnych. Większość projektów zgłoszonych przez urząd miasta przepadła. Pomysł RTN został zakwalifikowany.
Jakub Dybalski: Czy Radomiowi tramwaj jest w ogóle potrzebny? Skąd się wziął wasz pomysł?Dr Łukasz Zaborowski: On nie jest tak właściwie nasz. Narodził się w XIX w. gdy planowano w Radomiu zorganizowanie tramwaju konnego. Potem, w latach 70–tych były dość zaawansowane plany, by zbudować linie tramwajowe. Tramwaj przydaje się właściwie w każdym dużym, czy średnim mieście. W Niemczech czy Francji prawie każde z nich zbudowało, lub buduje linie, bo to wygodny i przyjazny miastu środek transportu.
Dlaczego w Radomiu plany budowy tramwaju zarzucono?– Pod koniec lat 70–tych i w latach 80-tych, w Radomiu z założenia nie prowadzono inwestycji. To była kara za wydarzenia z 1976 r. Potem na początku lat 90–tych nie było pieniędzy na wielkie inwestycje, a potem Radom cierpiał na nowym podziale terytorialnym kraju. W nowym województwie mazowieckim priorytet jeśli chodzi o inwestycje miała Warszawa.
Czy wasz pomysł pokrywa się z planami z lat 70–tych?– Nie do końca, bo Radom mocno się zmienił. Tamte plany miały łączyć największe osiedla. Osiedla stoją tam, gdzie stały wtedy, ale przebieg przez śródmieście jest nowy. Takie tramwaje mają sens tylko wtedy jeśli przebiegają przez sam środek centrum miasta.
Jak trudna technicznie jest to inwestycja?– Nie byłaby trudna. W zdecydowanej większości trasy biegnie ona wzdłuż istniejących dróg. Poza centrum istnieją nawet wyspy zieleni między pasami ruchu przygotowywane wcześniej pod tramwaj. W centrum tramwaj jechałby szynami w jezdni. Wtedy trzeba by wydzielić pasy tylko dla niego, lub puścić ruch po jezdni. Ale to drugie w wyjątkowych przypadkach. Trasa tramwaju mogłaby się pokrywać z ruchem lokalnym, ewentualnie odbywało by się to w miejscach gdzie ruch nie ma wysokiego natężenia. Generalnie szybki tramwaj ma sens, jeśli nie jeździ po tej samej drodze co samochody.
Gdy dzwoniłem do urzędu miasta odniosłem wrażenie, że są zaskoczeni i nieco obrażeni, że nie konsultowaliście z nimi pomysłu. Dlaczego ich pominęliście?– Nie można mówić, że prezydent nic nie wie o tramwaju w Radomiu, bo sam w ostatnim czasie organizował kilka spotkań na ten temat. Mogę powiedzieć, że mamy bardzo dobry kontakt z ratuszem. To moim zdaniem bardziej rozgrywka polityczna między władzami miasta a władzami województwa. Inna sprawa, że zarządzający komunikacją miejska są, jeśli chodzi o rozwój transportu w mieście, dość… konserwatywni.
Wpisanie pomysłu do Kontraktu Terytorialnego to na razie bardzo wstępny etap jego realizacji. Kiedy chciałby pan, żeby po radomskich szynach pojechał pierwszy tramwaj?– Przy dobrej woli wszystkich stron to jest do zrealizowania w ciągu kilku lat. Z tego co pamiętam w naszym projekcie wskazujemy 2017 r., jako datę realizacji. Nie spodziewam się, żeby stało się to tak szybko, ale kto wie.