Przedstawiciele kilkunastu ruchów miejskich, w tym m.in. Miasto Jest Nasze i Akcja Miasto, zrzeszonych w stowarzyszeniu Piesza Polska, złożyli w poniedziałek listy do wszystkich urzędów wojewódzkich w Polsce z postulatami czterech zmian w przepisach, które mają poprawić bezpieczeństwo na drogach. To m.in. bezwzględne pierwszeństwo pieszych na przejściach, czy podwyższenie mandatów, których nie podwyższano od… 22 lat. Kampania ma hasło „Chodzi O Życie”.
Pierwszeństwo dla pieszych chcących wejść na przejście. To debata, która toczy się już od jakiegoś czasu. W Polsce pierwszeństwo ma pieszy, który jest na przejściu, co w praktyce oznacza tylko tyle, że według przepisów na prawo nie być przejechany. W wielu krajach europejskich samochód ma obowiązek zatrzymać się, gdy pieszy chce wejść na przejście, a nawet gdy po prostu przed nim stoi. Takie rozwiązanie nakłada odpowiedzialność za bezpieczeństwo na przejściach, na tego uczestnika ruchu drogowego (kierowca), który potencjalnie może zrobić krzywdę innemu (pieszy).
Obniżenie ograniczenia prędkości do 50 km/h w terenie zabudowanym przez całą dobę. Dziś w mieście między godzinami 23. a 5. ograniczenie prędkości zwiększa się do 60 km/h. Z punktu widzenia bezpieczeństwa nie ma to sensu. „Piesi w nocy nie są bardziej odporni na wypadki” – zauważają przedstawiciele Pieszej Polski na swoim facebookowym profilu.
Badania wskazują, że wspomniane 10 km/h to olbrzymia różnica, jeśli chodzi o szansę na przeżycie potrąconego przechodnia.
Podwyższenie mandatów za wykroczenia drogowe, plus ich stała waloryzacja oraz powiązanie stawki OC z liczbą i rodzajem wykroczeń. Maksymalny mandat za wykroczenie to dziś 500 zł. Ta granica została ustalona w 1997 r. gdy średnia pensja wynosiła 1100 zł. Dziś średnie wynagrodzenie to ok. 5000 tys. zł. Niejeden kierowca w ogóle nie przejmuje się tym, że grozi mu jakiś mandat. Waloryzacja to żadna nowość, bo niedawno rząd powiązał maksymalne stawki za parkowanie z wysokością pensji minimalnej.
Prawdziwa egzekucja przepisów. Ten ogólny punkt oznacza zwiększenie liczby fotoradarów (dziś jest ich ok. 400, postulujący chcą minimum 2 tys.), instalowanie odcinkowych pomiarów prędkości (minimum 300 w całym kraju) i skuteczne odholowywanie nielegalnie zaparkowanych samochodów w miastach.
Aktywiści skierowali postulaty do wojewodów, bo – jak tłumaczą – bez interwencji rządu sytuacji nie da się poprawić. Wymaga bowiem działań na poziomie ministerstw i zmian ustawowych.
Czy akcja jest potrzebna? Choć statystyki wypadkowe spadają, Polska jest w ogonie państw Unii Europejskiej jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach,
a szczególnie jeśli chodzi o bezpieczeństwo pieszych. W zeszłym roku zostały przejechane w Polsce 803 osoby. To 28,1 proc. wszystkich ofiar wypadków drogowych. Według ostatnich danych Eurostatu (za 2016 rok) w naszym kraju ginie rocznie 22,9 pieszych na milion mieszkańców. Średnia dla Unii Europejskiej wynosi 10,6, a wiele państw Europy Zachodniej ma znacznie niższy współczynnik.
O tym wszystkim ministrowie sami zresztą doskonale wiedzą. W przygotowanym na początku roku i opublikowanym latem
raporcie dotyczącym bezpieczeństwa pieszych, zamówionym przez Ministerstwo Infrastruktury, jasno wykazano nieskuteczność obecnych przepisów i zapaść jeśli chodzi o ich egzekwowanie. Przekraczanie prędkości w pobliżu przejść dla pieszych jest nie tyle częste, co jest regułą. Podobnie regułą jest nieprzepuszczanie pieszego, który chce przejść przez jezdnię.