Elektryfikacja transportu samochodowego nie rozwiąże wszystkich problemów związanych z nadmiarem samochodów w miastach. Ograniczanie liczby pojazdów w centrach miast jest konieczne niezależnie od sposobu, w jaki będą napędzane. Poza metropoliami należy poszerzyć mieszkańcom pole wyboru, zapewniając konkurencyjną ofertę transportu zbiorowego, której dziś często brakuje – uznali uczestnicy dyskusji podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.
Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś zwrócił uwagę, że samochody osobowe jako podstawowy środek mobilności indywidualnej są wciąż niemałą częścią systemu transportowego. – Mam wrażenie, że brakuje na nią mądrego pomysłu. Samorządy próbują zniechęcać do wjazdu samochodami do centrów miast. Ja jestem zwolennikiem zachęcania tych, którzy jeżdżą samochodami, a mogą się przesiąść, do wyboru innych środków transportu – zadeklarował.
Elektryczne samochody też stoją w korkach
– W Polsce mamy niecały tysiąc miast i ponad 43 tysiące wsi. Duża część mieszkańców wsi staje się częścią mobilności miejskiej – głównie dojeżdżając tam samochodami. W małych miastach powiatowych komunikacja miejska bywa wręcz szczątkowa. Nie możemy zaklinać rzeczywistości – argumentował Faryś.
Branża motoryzacyjna od dawna pracuje nad elektryfikacją samochodów i tworzeniem sieci ładowania. Od 2035 r., zgodnie z regulacjami unijnymi, nowe osobowe i dostawcze samochody spalinowe (chyba że napędzane paliwami syntetycznymi) nie będą mogły być rejestrowane. Od 2040 r. będzie to dotyczyło także ciężarówek. Już w 2030 r. natomiast wszystkie autobusy miejskie będą musiały być pojazdami hybrydowymi lub bezemisyjnymi. – Nie wiem jednak, czy będzie to wykonalne – zastrzegł prezes PZPM.
Jak przyznał, zeroemisyjna mobilność likwiduje natomiast tylko jeden problem: emisyjności. Problemy niskiego wykorzystania samochodów, kongestii czy braku miejsc parkingowych pozostają. – Powstaje pytanie: czy chcemy wyeliminować samochody spalinowe, czy samochody w ogóle? Pytania te wymagają głębokiej, wieloletniej dyskusji eksperckiej. Potrzebne jest rozwiązanie całościowe, a nie seria okazjonalnych. Na pewno samochody nie znikną z dnia na dzień. Potrzeby człowieka w cyklu życia się zmieniają, a na pewnych etapach samochód bardzo ułatwia życie – zaznaczył.
Zbiorkom – konieczna alternatywa
– Zakazu posiadania samochodów nie ma i nie będzie – odniosła się do tej wypowiedzi posłanka Lewicy Paulina Matysiak. Jak stwierdziła, dziś w Polsce samochodem jeżdżą jednak bardzo często ci, którzy nie mają alternatywy w postaci publicznego transportu zbiorowego. – Zapewnienie tym ludziom wolności wyboru to podstawowa kwestia cywilizacyjna. Nie w całej Polsce oferta komunikacji publicznej ma poziom znany z Warszawy i aglomeracji – podkreśliła.
Kursy autobusów nie mogą przy tym być ograniczone do dni roboczych. Nie może dochodzić też do sytuacji takich, jak na linii kolejowej Mielec – Dębica, gdzie początkowo
po modernizacji uruchomiono tylko 4 pary pociągów na dobę – przypomniała Matysiak. Jak stwierdziła, sama jest zwolenniczką zachęcania do korzystania z komunikacji zbiorowej, a nie zakazywania wjazdu do miast.
Samochodów w miastach – wciąż za dużo
Prezes PZPM odwoływał się do argumentów ekonomicznych. – Średnia cena nowego samochodu spalinowego to dziś 170 tys. zł, a elektrycznego – 270 tys. zł. Nowe samochody to jednak tylko jedna trzecia nowych rejestracji – a średnia cena używanego pojazdu spalinowego to 30 tys. zł. Nic nie zapowiada spadku cen, i to nie ze względu na wysokie marże, lecz z powodu rosnących kosztów produkcji – postawił tezę. W najbliższych latach może to doprowadzić do wydłużenia przeciętnego okresu eksploatacji używanego samochodu. – Co w takim razie ze strefami czystego transportu? – spytał Faryś.
Prezes ZDG TOR i Railway Business Forum Adrian Furgalski przypomniał, że za zmniejszeniem liczby samochodów w miastach przemawiają także argumenty inne, niż związane z wiekiem pojazdów i konstrukcją ich silników. – Smog w niewielkim procencie pochodzi ze spalin. Przyczynia się do niego również wzbijanie pyłu – a to robią wszystkie samochody, niezależnie od klasy emisyjności – dowodził. Ograniczanie ruchu jest więc konieczne niezależnie od
szczegółowych rozwiązań związanych ze strefami.
– W dużych miastach z reguły 80-90% mieszkańców ocenia transport zbiorowy pozytywnie. Dalsza poprawa jakości komunikacji miejskiej przekona większą liczbę ludzi do jej wyboru. W miastach takich jak Wiedeń czy Berlin mieszkańcy już dziś masowo wyprzedają samochody, bo komunikacja miejska bardziej im się opłaca – uzupełnił Furgalski.