– Bez przerwy słyszymy np. o emisji CO2. Tylko, że mieszamy pojęcia, bo dwutlenek węgla nie jest zanieczyszczeniem powietrza. Dużo się mówi o smogu, ale budowanie świadomości na ten temat w Polsce zaniedbano – powiedział alergolog prof. Cezary Pałczyński, podczas debaty dotyczącej smogu, zorganizowanej w Warszawie przez PAP.
– Stan zapalny to pierwsze zagrożenie. Drugie to cząsteczki, które przez pecherzyki płucne dostają się do krwi, a tam wpływają na jej gęstość, zakrzepy, itp. Trzecia rzecz wpływ cząstek na występowanie raka płuc i innych nowotworów, a wreszcie wpływ zanieczoszczonego powietrza na szybsze postępy najróżniejszych chorób, właściwie od trądziku po Alzheimera… – wyliczał podczas debaty negatywne efekty zdrowotne smogu prof. Pałczyński.
Był jednym z gości rozmowy zorganizowanej w Centrum Prasowym PAP. Tematem był smog powodowany przez transport drogowy. Razem z nim w panelu uczestniczyli wiceminister środowiska Michał Kurtyka, przewodniczący Górnośląsko –Zagłębiowskiej Metropolii Kazimierz Karolczak, prof. Politechniki Krakowskiej Marek Brzeżański, prezes Warszawskiego Alarmu Smogowego Konrad Marczyński i dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych Maciej Mazur.
Czy rower w smogu jest zdrowy?
Prof. Brzeżański tłumaczył w jaki sposób auta powodują smog, wyliczając, że trzy główne składniki, które wylatują z rury wydechowej to węglowodory, związki azotu i cząstki stałe. – Przyczyną występowania smogu „kalifornijskiego”, czyli letniego, który pojawia się podczas ciepłych dni jest w dużej mierze motoryzacja. Smog „londyński”, czyli ciężki, który powstaje dzięki mgle, a więc parze wodnej w powietrzu, korzysta z kolei z pyłu, jaki z jezdni wzbijają samochody – wyjaśniał.
Na prowokacyjne pytanie, czy w takim wypadku warto zachęcać Polaków, by porzucali auta i przesiadali się na rowery, lub czekali na świeżym powietrzu na autobus i czy wręcz nie powinniśmy porzucić takich tendencji bo są szkodliwe dla zdrowia, prof. Pałczyński zaznaczył, że przejechanie rowerem do pracy może być równoznaczne z wypaleniem kilku paczek papierosów i że najpierw poprawny jakość powietrza, a potem zachęcajmy do aktywności na zewnątrz.
– Ale to przecież „Paragraf 22” – szybko zareagował przewodniczący Karolczak. – To oczywiste, że walczyć z tym problemem musimy wielokierunkowo. Każdy samochód mniej w środku naszej metropolii, również dlatego, że kierowca przesiadł się na rower, to korzyść dla wszystkich. Nie da się rozwiązać tego problemu tylko z jednego końca – wskazał.
Rozmówcy zgodzili się też, że stosowane w Polsce skale ostrzegawcze nie dają dobrej informacji, o zagrożeniach smogowych.
– WHO wskazuje, że nie ma poziomu zanieczyszczeń, który byłby dobry dla zdrowia – zaznaczył Konrad Marczyński z Warszawskiego Alarmu Smogowego. – Powiem coś może zaskakującego, ale nie rozumiem opinii, które się często pojawiają, że jak zamkniemy elektrownie węglowe, to smog zniknie. To nie tu leży problem. Niech one będą i niech każdy kto ogrzewa dom paląc w piecu, zamieni ten sposób na ogrzewanie z elektrowni. Energia powinna być pozyskiwana w sposób zorganizowany – podkreślił.
Dodał też, że w wielu sytuacjach szwankuje prawo. – Wycięcie filtrów cząstek stałych z samochodu jest w Polsce legalne. Dopiero poruszanie się takim pojazdem, nie jest, ale skontrolowanie samochodu na drodze, po tym właśnie kątem, jest bardzo trudne. A w internecie jest pełno ogłoszeń warsztatów, które oferują wycinanie DPF–ów. Przecież to tak, jakby oferowały usunięcie hamulców – grzmiał.
Już za trzy lata elektryk tańszy od diesela
Mazur zwrócił uwagę na to, że oferowane w prawie narzędzia, nie zawsze są… zdatne do użytku. – Restrykcyjność stref czystego transportu bardzo źle wpływa na ich popularność. Strefy powinny być szersze, ale progresywne. Chodzi o obcinanie ogona, a nie radykalne przepisy, z których nikt nie skorzysta – wskazał. Zgodził się z nim Karolczak.
– Kwestia smogu jest najważniejszym problemem obniżającym jakość życia w naszych miastach. Wskaźniki demograficzne są dla nas ostrzegawcze. Ale niemożliwe jest by na górnym Śląsku od razu zakazać 99,9 procentom mieszkańców korzystania z aut. Z drugiej strony, gdyby to robić stopniowo, np. pozwolić na wjazd do centrum autom z silnikiem spełniającym normę Euro 5, po jakimś czasie już tylko Euro 6, itd., byłoby to bardzo dobre narzędzie – zasugerował.
Minister Kurtyka bronił stref i ustawy o elektromobilności w takim kształcie w jakim jest teraz tłumacząc, że przepisy dają miastom bardzo dużą swobodę w określeniu jakie auta będą wpuszczane do takich stref. Przypomniał, że pilotażowo Kraków wytyczył taką na Kazimierzu i prosił, by sprawdzić jak pierwsza, a może kolejne będą działały i dopiero potem ewentualnie zmieniać ich zasady.
Bronił też zaproponowanej niedawno, w szczegółowych regulacjach dotyczących Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, dopłaty do aut elektrycznych w wysokości do 36 tys. zł. Odparowywał zarzuty, że takie samochody są tak drogie, że nawet przy jej uwzględnieniu i tak nikt się na nie nie skusi.
– Ludzie chętnie kupują, za kilkanaście tys. zł dziesięcioletniego passata. Ale nie biorą pod uwagę pieniędzy, które wydadzą na jego remonty. Tymczasem ceny pojazdów elektrycznych szybko spadają, bo spada choćby koszt baterii. Szacujemy, że mniej więcej w 2022 r. powinno się okazać, że samochód elektryczny jest tańszy, jeśli chodzi o całość kosztów użytkowania niż spalinowy. Nie tylko chodzi o prąd, ale to też będzie dużo prostsza konstrukcja, która będzie się rzadziej psuła. Nie bez znaczenia jest też koszt odsprzedaży takiego samochodu, w porównaniu do wspomnianego dziesięcioletniego passata – wyliczał Kurtyka.
– Gdy więc okaże się, ze to technologia po prostu tańsza, jej rozwój gwałtownie przyśpieszy – zakończył.