Między Białymstokiem a oddalonym o zaledwie 20 km Supraślem jeździ się bardzo trudno, a od września, gdy z kursów zrezygnował prywatny przewoźnik, jeszcze trudniej. BKM Białystok proponuje przywrócenie linii 111, z której współfinansowania Supraśl zrezygnował w 2015 r. Burmistrz Supraśla żąda jednak gwarancji tego, że dopłata nie zmieni się przez cztery lata. Autobusów więc nie ma.
Problem z dojazdem do Supraśla to klasyczny przykład kłótni o pieniądze. Z powodu pieniędzy mieszkańców pozbawiono białostockiego autobusu cztery lata temu, a także teraz, gdy wydawało się, że porozumienie jest bliskie. A połączenie jest konieczne Białystok w naturalny sposób przyciąga uczniów i pracowników z Supraśla, z kolei podbiałostockie uzdrowisko to Liceum Plastyczne i Teatr Wierszalin.
Blisko ale ciasno
Na pierwszy rzut oka nie jest źle. PKS Nova jeździ między tymi miastami 20 razy dziennie. Do września kursował tam też prywatny przewoźnik Voyager. Jednak kilka miesięcy temu Supraśl przeprowadził ankietę, w której mieszkańcy narzekali na jakość usług i komfort jazdy. Voyager się obraził i wycofał. – Mieszkańcy wyrazili niezadowolenie z usług wszystkich przewoźników jeżdżących do Supraśla, więc my jako jeden z nich rezygnujemy. Nie chodzi o liczbę pasażerów i zyski. Jeśli ktoś jest z nas niezadowolony to po prostu rezygnujemy – mówiła wtedy reprezentantka przewoźnika w rozmowie z „Kurierem Porannym”.
Kiedyś do Supraśla można było dojechać miejską linią 111. Ale w 2015 r. władze miasta uznały, że dopłacanie 900 tys. zł rocznie to za dużo i z niej zrezygnowały. Mieszkańcy podkreślają, że kupując bilet miesięczny na dwie strefy, mogli dojechać do Białegostoku i jeździć po mieście za 150 zł na miesiąc. Dziś bilet miesięczny na PKS i bilety białostockie to dla regularnie dojeżdżających do Białegostoku ok. 250 zł miesięcznie.
111 na razie nie
W tym roku Supraśl poprosił o przywrócenie linii 111, ale Białystok zażądał dopłaty w wysokości 2,5 mln zł rocznie, na co urzędnicy w Supraślu się nie zgodzili. Ostatnio jednak lokalna aglomeracja zeszła z ceny i zaproponowała współpłacenie tylko za odcinek na terenie gminy, czyli nieco ponad 1,2 mln zł rocznie. Oznaczałoby to 25 kursów w dzień roboczy i 14 w weekendy. Taką propozycję aneksu do porozumienia międzygminnego Białystok przedstawił w ubiegłym tygodniu.
Ale Burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski go nie podpisał, zamiast tego postawił warunki. Zażądał gwarancji wspomnianej ceny przez cztery lata (ewentualnie z uwzględnieniem inflacji), 24–miesięcznego okresu wypowiedzenia umowy i wydłużenia linii. Wiceprezydent Białegostoku Zbigniew Niktorowicz odpowiedział, że nie może dać gwarancji ceny, bo nie może przewidzieć np. zmian cen paliwa czy pensji kierowców w ciągu najbliższych lat.
Niktorowicz zarzucił burmistrzowi Supraśla „zabawę kosztem mieszkańców”. Dobrowolski zażądał przyjęcie poważnej propozycji, a nie robienie sobie kampanii (Niktorowicz kandydował do Senatu z listy KO, nie dostał się). Wszystko odbyło się przed kamerami w holu urzędu miejskiego w Białymstoku. Panowie rozeszli się z niczym.
W Supraślu od września próbują ratować sytuację obiecując rozmowy z PKS-em w sprawie zwiększenia kursów i wymiany taboru i dopłaty do biletów dla dojeżdżających do pracy i niepełnosprawnych. Rano jednak niektórzy dojeżdżający do Białegostoku nie mieszczą się w autobusach. Urząd w Supraślu póki co apeluje, by bezrobotni nie jeździli rano.