W zeszłym roku w wypadkach drogowych w Szwecji zginęły 264 osoby. To oznacza, że za chwilę skandynawski kraj zrealizuje cel postawiony na 2020 r. Co więcej kilka lat temu założono tam, że w 2050 r. nikt na drodze nie zginie. W takim tempie realizacja nierealnego – wydawałoby się – pomysłu staje się realna. Tymczasem Polska znajduje się na drugim końcu statystyki.
Jeszcze pod koniec lat 90–tych na szwedzkich drogach ginęło ponad 0,5 tys. osób rocznie. W porównaniu do innych europejskich krajów – mało. Ale dla Szwedów za dużo. W 2011 r. tę liczbę udało się zmniejszyć do 314 osób. Ubiegły rok znów był rekordowy. Do 2020 r. planowano osiągnąć liczbę 250, co jest tuż tuż.
Engineering lepsze od enforcement„Vision Zero” – tak nazywa się polityka, którą przyjęto w Szwecji w 1997 r., a która od tamtego czasu pozwoliła na zmniejszenie liczby ofiar wypadków drogowych o połowę. Chodzi o wszystkie ofiary – kierowców, pasażerów, pieszych, czy rowerzystów. Cel, którym jest rok bez żadnej (!) śmiertelnej ofiary na drodze to chwytliwy konkret, ale tak naprawdę „Vision Zero” opiera się na szeregu działań, przede wszystkim związanych z odpowiednim projektowaniem i budowaniem infrastruktury. Szwedzi mówią, że przekładają „engineering” nad „enforcement”.
Przykładów takiej inżynierii jest sporo. Szwedzi upodobali sobie np. drogi budowane w systemie 2+1, na których dwa pasy prowadzą w dwóch przeciwnych kierunkach a trzeci co kilka kilometrów… zmienia kierunek. Bariera, która oddziela dwa kierunki ruchu faluje więc to w lewo to w prawo. W ciągu kilkunastu lat zbudowano ponad 12 tys. bezpieczniejszych przejść dla pieszych czasem w formie kładek, częściej w formie przejść oznaczonych światłami, czy poprzedzonych garbami zwalniającymi. Wpływ na ograniczenie liczby wypadków i ofiar miały też ograniczenia prędkości w miastach czy bezwzględne tępienie jazdy po pijanemu.
Tylko jedno małe dzieckoLiczba ofiar radykalnie spada, choć od połowy lat 70–tych, gdy osiągnęła swój szczyt, liczba samochodów w tym kraju podwoiła się, tak samo jak średnia odległość jaką pokonują Szwedzi. Wrażenie robi np. porównanie bezpieczeństwa najmłodszych. W 1970 r. na szwedzkich grogach zginęło 58 dzieci w wieku do 7 lat. W 2012 r. – tylko jedno!
Szwedzkie liczby są imponujące na tle Unii Europejskiej, ale jeszcze bardziej na tle Polski. 264 osoby, które zginęły w 2014 r. to rekordowo niska liczba, oznaczająca 3 ofiary na 100 tys. mieszkańców. Średnia europejska to 5,2 ofiary na 100 tys. mieszkańców a polska – 8,7 (według najnowszych danych z 2013 r.). Choć liczba ofiar wypadków w naszym kraju powoli ale regularnie spada, to ze Szwecją nie możemy się równać. W 2013 r. na polskich drogach zginęło 3291 osób, co przy zachowaniu proporcji (w Polsce mieszka ok. 38 mln osób, w Szwecji ok. 9,5 mln) jest gigantyczną liczbą.
Marcowy raport Komisji Europejskiej w sprawie bezpieczeństwa na drogach wskazuje Szwecję jako kontynentalnego lidera jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Z drugiej strony wprost wymienia Polskę – obok Rumunii, Litwy i Łotwy – jako najniebezpieczniejszy pod tym względem kraj wspólnoty. Więcej osób na drogach ginie tylko we wspomnianej Rumunii (9,2 osoby na 100 tys. mieszkańców).
Szwecja w USASzwedzki przykład zachęca innych.
W serwisie pisaliśmy o tym, że na skandynawskim pomyśle, choć w nieco zmodyfikowanej formie, opiera swoją politykę burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio. On również pakiet wprowadzanych od zeszłego roku regulacji, z których najważniejsza to ograniczenie dopuszczalnej prędkości w mieście do 25 mil/h (ok. 40 km/h), nazwał „Vision Zero”. To pomysł na walkę z dramatycznie wysoką liczbą pieszych, w tym dzieci, które giną na ulicach miasta. Efekt? W zeszłym roku w Nowym Jorku pod kołami samochodów zginęło 131 przechodniów. Dużo, ale z drugiej strony najmniej w nowożytnej historii miasta. W całych Stanach Zjednoczonych w wypadkach drogowych ginie średnio 11,4 osoby na 100 tys. mieszkańców.