Warszawa, przygotowując się do rozbudowy metra, liczy na fundusze unijne i przychylne oko rządzących. – Żadna stolica – nigdzie nie świecie – nie jest w stanie sama dźwignąć tego typu inwestycji. Nawet Viktor Orban dał pieniądze na metro w Budapeszcie, pomimo tego, że tam sytuacja polityczna jest jeszcze bardziej napięta – mówi Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. Zapewnia też, że miasto życzliwym okiem patrzy na tramwaje. Prezydent, w obecnej sytuacji, nie wyklucza też podwyżek cen biletów.
Witold Urbanowicz, Transport Publiczny: Sporo mówi Pan o niewiadomych związanych ze środkami unijnymi. Jeśli nie będzie funduszy unijnych, to III linii metra nie będzie?
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy: Mamy zarezerwowane pieniądze w budżecie kwotę ok. 1,5 mld zł na wkład własny do pieniędzy unijnych. Za 1,5 mld zł można wybudować trzy czy cztery stacje. Za każdym razem mówiłem, także w czasie kampanii, że żadna stolica – nigdzie nie świecie – nie jest w stanie sama dźwignąć tego typu inwestycji. Zawsze są to pieniądze europejskie bądź rządowe.
Jest szansa, że miasto życzliwszym okiem będzie patrzyło na inwestycje tramwajowe? W ostatnich latach różnie z tym bywało, blokady były po stronie miasta.Jesteśmy nastawieni wyłącznie pozytywnie do tramwajów. Teraz, jak z każdą dużą inwestycją, problemy wiążą się z lawinowo rosnącymi kosztami. W zasadzie każdy przetarg – nie tylko na tramwaje – kończy się wysokimi ofertami, co przy dzisiejszej sytuacji budżetowej miasta nakłada na nas olbrzymie obciążenia. Problemy wynikają także z tego, jak skonstruowane jest prawo zamówień publicznych: właściwie na każdym etapie przetargu mamy mnóstwo odwołań. Również epidemia przyczyna się do tego, że tego typu inwestycje łapią opóźnienia. Na końcu jest problem pokrywania się linii tramwajowej z linią metra i tego, w jaki sposób można realizować inwestycje, by zapewni odpowiednie potoki pasażerskie.
Nie ma zagrożenia, że przy wysokich kosztach budowy metro wydrenuje budżet i pochłonie środki na inne inwestycje transportowe, w tym tramwajowe?Przez cały patrzymy na to, jak kształtuje się budżet i pieniądze z UE. To jedna wielka niewiadoma. Gdy się rozmawia z urzędnikami odpowiedzialnymi za fundusze, to oni wiedzą, że nasze projekty to jedne z najlepiej przygotowanych inwestycji w Polsce, które dają większą gwarancję realizacji, niż niektóre rządowe projekty kolejowe.
Obawiam się, czy nie będziemy mieli do czynienia z decyzją polityczną ws. metra. Chcę podkreślić, że nawet Viktor Orban dał pieniądze na metro w Budapeszcie, pomimo tego, że tam sytuacja polityczna jest jeszcze bardziej napięta. W końcu to nie jest metro dla Trzaskowskiego, a nawet nie tylko dla warszawianek i warszawiaków – z komunikacji miejskiej w stolicy korzystają wszyscy, którzy tu przyjeżdżają. Nie znam miasta, w którym rządzący nie dbaliby o ty, by takie inwestycje miały finansowane z budżetu krajowego bądź unijnego.
W związku z trudną sytuacją finansową wielu przewoźników, w tym kolejowych, podniosło bądź podnosi ceny biletów. Czy grozi nam taki scenariusz w Warszawie?Dyskutujemy o tym. W normalnych warunkach koszty funkcjonowania komunikacji są pokrywane w 2/3 z budżetu, a w 1/3 z biletów. Dzisiaj, w związku z epidemią, udział biletów zmalał do 21%. Mam nadzieję, że wskaźnik wróci do poprzedniego poziomu, ale stawia nas to w trudnej sytuacji.
Kiedyś, gdybyśmy powiedzieli, że chcemy podwyższyć bilety o wskaźnik inflacji, spotkałoby się to ze zrozumieniem – dzisiaj jednak inflacja to 8%. Widać jak rosną koszty energii, paliwa. O cenach będziemy więc dyskutować – na pewno będziemy chcieli chronić w pierwszej kolejności pasażerów korzystających z biletów 30- i 90-dniowych.
Zastanawiamy się też nad zmianą taryfy biletowej. Przy oddawaniu kolejnych stacji metra zasadność biletu 20-minutowego będzie mniejsza. O tym rozmawiamy z radnymi.