Od początku stycznia w autobusach i tramwajach w Brnie pracują „powstrzymywacze”. Ich zadaniem jest niewpuszczanie do pojazdów pasażerów, którzy są pijani, śmierdzą, lub w wyglądają na takich, którzy mogą zakłócić podróż innym.
22 pracowników miejskiego przewoźnika otrzymało odpowiednie umundurowanie i uprawnienia znacznie przekraczające to, co może zrobić zwykły kontroler. Nie tylko sprawdzają bilety. Mają obowiązek interweniować, gdy do pojazdu chce wsiąść ktoś, kto śmierdzi lub się awanturuje. Pilotażowy projekt zaplanowano wstępnie na trzy miesiące.
„Chłopcze, ustąp pani miejsce”– To część większej kampanii, która ma przekonać mieszkańców, że transport publiczny jest bezpieczny i atrakcyjny. Chcemy zachęcić więcej osób do korzystania z niego – wyjaśnia rzecznik miejskiej spółki przewozowej Linda Hailichova. – „Powstrzymywacze” [czeska prasa nazywa ich „preventiste” – red.] nie tylko będą pilnować porządku, ale jeśli zobaczą np. starszą osobę, pomogą jej wsiąść do pojazdu. Mają interweniować również gdy zobaczą siedzącego nastolatka, a obok niego stojącą staruszkę – tłumaczy serwisowi iDnes.cz.
Choć największy kłopot z pijanymi i awanturującymi się pasażerami jest na liniach nocnych, „powstrzymywacze” mają jeździć za dnia. W nocy wciąż walka z nimi będzie polegała na kontakcie kierowcy lub motorniczego z policją.
Mieszkańcom miasta, przepytywanym przez dziennikarzy, pomysł się podoba. Narzekają na częste przypadki agresywnych i wulgarnych pijaków. Bywa, że kierowca lub motorniczy w zatłoczonym pojeździe nawet nie widzi, że coś się dzieje, a często boi się interweniować. – Jeżdżę regularnie tramwajem, jeśli ktokolwiek w takiej sytuacji chce interweniować, to bardzo się z tego cieszę – mówi mieszkanka Brna Zuzana Fialova.
Śmierdzenie nie wystarczyZa to pomysł budzi wątpliwości prawników. Hailichova nie ukrywa, że celem jest usunięcie z autobusów i tramwajów ludzi brudnych i śmierdzących, choć zastrzega, że mowa o „skrajnych i oczywistych przypadkach”, gdy ktoś ewidentnie przeszkadza innym. – Ale pasażer może zostać wyrzucony z pojazdu tylko jeśli zanieczyszcza otoczenie lub innych. Śmierdzenie nie wystarczy – ostrzega prawniczka Monika Tesarova. – Tak naprawdę każdy może pachnąć jak chce – dodaje.
– W tej sytuacji decyduje kodeks cywilny. Według niego jeśli z autobusu wyrzucimy śmierdzącą osobę z ważnym biletem, to gwałcimy jej godność i osobiste prawa. Tak potraktowany pasażer, może skutecznie pozwać przewoźnika – tłumaczy.
Jak to robią w stolicyPomysł z Brna jest tylko jednym z kilku jakie są próbowane tej zimy w Czechach. W Pradze na niektórych linia jeżdżą specjalnie oddelegowani strażnicy miejscy. Jednocześnie pod koniec zeszłego roku w ratuszu doszło do spotkania władz miasta z organizacjami pozarządowymi. Efektem są zespoły, które w komunikacji miejskiej proponują kloszardom odwiezienie do noclegowni.
W Libercu od godz. 20. pasażerowie są wpuszczani do autobusów tylko pierwszymi drzwiami. Kierowca ma prawo odmówić wpuszczenia kogoś, kto może sprawiać kłopot.
Więcej o kloszardach w transporcie publicznym przeczytasz w naszym serwisie.