W 2017 r., wskutek najechania na pieszego na chodniku, zginęło 17 osób, a 351 zostało rannych, wynika z policyjnych danych. Polscy piesi giną w miejscu, w którym samochodów w ogóle nie powinno być. A gdy zginą, prawdopodobieństwo, że zostaną uznani za sprawcę, rośnie dwukrotnie.
W całym 2017 r.
policja odnotowała 32760 wypadków drogowych, z tego 589 zdarzyło się na chodniku lub drodze dla pieszych. To ważne wskazanie, bo nie chodzi tu o przejścia dla pieszych, wyjazdy z posesji, parkingi, przystanki komunikacji publicznej czy przyautostradowe MOP–y. Wszystkie te miejsca to w policyjnych statystykach osobne kategorie. Chodzi konkretnie o chodniki, czyli miejsca przeznaczone z zasady wyłącznie dla pieszych, na które auta nie mają wjazdu.
Rowerzyści to nie ta skala
W sumie śmierć w wypadkach drogowych na chodnikach poniosły w ubiegłym roku 22 osoby, a rany odniosło 628 osób. Jednak nie wszyscy to piesi potrąceni przez auto. W tej liczbie są też rowerzyści jadący po chodniku, czy ofiary wypadków które zdarzyły się na jezdni i miały konsekwencje na chodniku (np. auto potrąciło inne auto, to uderzyło w słup, itd.). Pieszych, którzy zginęli na chodnikach wskutek najechania przez auto, było 17.
To zaledwie niewielki ułamek w olbrzymiej liczbie pieszych, którzy w zeszłym roku zginęli w wypadkach (873), ale podkreślmy raz jeszcze – mówimy o miejscu, w którym teoretycznie o samochód nie powinniśmy się martwić. Warto jednak dodać, że na przejściach dla pieszych, czyli miejscu stykowym z ruchem samochodów, na którym jednak pieszy powinien być wyjątkowo chroniony, zginęło w ubiegłym roku aż 259 przechodzących osób.
Wróćmy jednak na chodniki. Tu coraz poważniejszym kłopotem są rowery, których w ostatnich latach pojawiło się dużo więcej i często śmigają między pieszymi. A w praktyce – trzymając się polskich przepisów – rowerem po chodniku nie można jeździć prawie wcale. Policyjne statystyki pokazują jednak gigantyczną różnicę w skutkach. W ubiegłym roku nie zginął żaden pieszy, potrącony przez rowerzystę (rany odniosło 154 osób, na które najechał rower). Nie oznacza to że kłopotu nie ma. We wrześniu zmarła kobieta potrącona kilka dni wcześniej przez rowerzystę na warszawskiej Saskiej Kępie. Jednak zagrożenie jakie dla pieszych na chodnikach stanowią rowerzyści i jakie stanowią samochody, trudno porównywać.
Będąc pieszym, lepiej przeżyć
Policyjne dane przynoszą jeszcze co najmniej dwie, zwracające uwagę liczby. Z wiekiem skokowo rośnie prawdopodobieństwo przejechania przez auto. Osoby w wieku 25–39 lat to 13,6 proc. pieszych ofiar wypadków, ci w wieku 40–59 lat to już 30,4 proc. pieszych ofiar. Natomiast prawie połowa (49,8 proc.) pieszych ofiar wypadków w 2017 r. to osoby w wieku 60 lat i starsze.
Zwraca uwagę też jak łatwo zostać winnym, gdy się zginie. Spośród wszystkich wypadków, niezależnie od tego gdzie się zdarzyły, polegających na potrąceniu pieszego (w 2017 r. – 7911), piesi są uznawani za winnych w 28,7 proc. przypadków. W dwóch na trzy takie wypadki (66,3 proc. – odsetki nie sumują się do 100 proc., bo nie zawsze da się wskazać jednoznacznie winnego) wina leży po stronie kierowcy. Ale w tych sytuacjach w których pieszy ginie, jest uznawany za winnego w 49,1 proc. przypadków – częściej niż kierujący samochodem (41,9 proc.).
Powyższym danym przyjrzeliśmy się przy okazji toczącej się właśnie w Warszawie
dyskusji o sensowności stawiania słupków na chodnikach. Kandydat PiS na prezydenta stolicy, Patryk Jaki, zapowiedział, że jeśli wygra, będzie je usuwał. Protestują przeciw temu inni kandydaci, a najgłośniej stowarzyszenie Miasto Jest Nasze (też startuje w wyborach), udowadniając, że parkowanie na chodnikach jest w Warszawie zjawiskiem powszechnym. Policyjne statystyki pokazują, że to nie tylko kłopot dla pieszych w poruszaniu się po mieście, ale czasem śmiertelne niebezpieczeństwo.