– Od początku roku, do wczoraj zginęło stu pieszych – powiedział w piątek na antenie TVN24 podinspektor Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji. W całej Polsce trwa akcja „Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego”, choć czasem ze wskazaniem priorytetów kłopot mają sami policjanci.
Od zeszłego roku temat bezpieczeństwa ruchu drogowego zaczął się pojawiać w debacie publicznej dużo częściej niż wcześniej. Ministerstwo Infrastruktury opublikowało raport ITS i Krajowej Rady BRD dotyczący zachowania kierowców i pieszych w pobliżu przejść. Temat został poruszony przez premiera Mateusza Morawieckiego w expose. Projekty zmian kodeksu drogowego, mające poprawić bezpieczeństwo złożyły opozycja i rząd.
Wrocław wymierzył mandaty w… pieszych
Podinspektor Radosław Kobryś
komentował akcję Policji, prowadzoną w całej Polsce, która ma być regularnie, co najmniej raz w miesiącu, powtarzana. Wskazywał na główną przyczynę niebezpiecznych sytuacji, czyli prędkość kierowców.
– Mamy zdiagnozowane przyczyny. Tych stu pieszych to prawie połowa wszystkich śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w tym roku – mówił policjant. I dość wyraźnie wskazał, po której stronie zderzaka znajduję się główny problem. – Gdy przyjeżdżamy na miejsce zdarzenia, to w 95 proc. przypadków w rubrykę „sprawca” wpisujemy kierowcę auta. Kierowcy za nic mają znaki drogowe, które najpierw ostrzegają o przejściu, co obliguje do zachowania ostrożności, a potem informują o przejściu, co z kolei obliguje do zmniejszenia prędkości – wskazał.
Stąd akcja „Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego” jest skierowana przede wszystkim na zapewnienie bezpieczeństwa pieszym i rowerzystom przez kontrolowanie zachowania kierowców. Policjanci wyposażeni w wideorejestratory i drony sprawdzają prędkość pojazdów w pobliżu przejść (według wspomnianego raportu ok. 90 proc. kierowców przekracza ją w tym miejscu), a także czy kierowcy zwalniają i ustępują pieszym pierwszeństwa.
Warto jednak zauważyć, że z celami akcji kłopoty mają nawet… sami policjanci. Już w czwartek media zauważyły, że np. policja wrocławska, w komunikacie o akcji NURD dała do zrozumienia, że to… piesi są głównym problemem, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na przejściach i to ich zachowaniu poświęcono najwięcej uwagi. „Podczas ostatniej tego typu akcji, mundurowi ujawnili łącznie kilkadziesiąt wykroczeń popełnionych w ruchu. Sami piesi, nie stosując się do sygnalizacji świetlnej oraz przechodząc przez jezdnię w miejscach niedozwolonych to niestety, aż blisko połowa z nich. Funkcjonariusze stosowali głównie pouczenia, ale obyło też bez mandatów” – można m.in. wyczytać w komunikacie i odnieść wrażenie, że akcja – znów – będzie polegała na karaniu mandatami przechodzących na czerwonym świetle.
Bezwzględnego pierwszeństwa nie ma
Wydaje się jednak, że powyższe staje się powoli wyjątkiem. Kobryś zwracał uwagę głównie na zachowania kierowców. – Kierowcy nie lubią, gdy im się mówi, że przez prędkość giną ludzie. A zwłaszcza nie lubią tego ci, którzy twierdzą: „jeżdżę szybko, ale bezpiecznie”. No nie. Prędkość naprawdę zabija. Co więcej łagodne zimy jakie ostatnio mamy, sprzyjają szybszej jeździe. To się przekłada na mniej czasu na reakcję obronną, ale też często bezmyślne przejeżdżanie przez przejście dla pieszych.
Setka zabitych pieszych już po trzydziestu kilku dniach roku robi wrażenie, choć nie odbiega od corocznych statystyk. Styczeń – miesiąc zimowy, o szybko zapadającym zmroku – jest jednym z bardziej niebezpiecznych w roku. W sumie w całym 2018 r. na polskich drogach zginęło 803 pieszych. Oficjalnych danych za ubiegły rok jeszcze nie ma. Według wstępnych, z początku stycznia, było to 787 osób, ale ostateczna liczba będzie na pewno większa.
Kobryś przypominał w studiu telewizyjnym, że ostrożność muszą zachować wszyscy uczestnicy ruchu drogowego. – W ogóle nie ma czegoś takiego, jak „bezwzględne pierwszeństwo”. Ono zawsze jest względne, bo musimy obserwować ruch drogowy – tłumaczył. – Pieszy powinien uważać, niestety, mimo tego, że jest prawnie chroniony na przejściu. Wolimy sytuacje, gdy pieszy „nawrzuca” temu kierującemu, ale przeżyje. A przecież jeśli któryś pieszy, zrobi zdjęcie telefonem komórkowym temu samochodowi, tablicom rejestracyjnym i kierowcy, który nie ustąpił mu pierwszeństwa i wyśle je do nas, to naprawdę… ten kierowca się z nami spotka – zapewnił.