Zsumowana powierzchnia miejsc parkingowych w USA to w praktyce… jeden z pięćdziesięciu stanów, z których składa się ten kraj. Sami Amerykanie zaczynają dostrzegać, że mieszkają w miastach dla aut, a nie dla ludzi.
„Samochód cię kosztuje, nawet jeśli… żadnego nie masz” – zatytułował artykuł na temat uzależnienia amerykańskich miast od aut magazyn „Vice”. Powołując się na szacunki urbanisty z Uniwersytetu Kalifornijskiego Davida Shoupa autorka wskazała, że w USA są 2 miliardy (!) miejsc parkingowych, dla ok. 200 mln używanych przez Amerykanów samochodów. To scheda po wielu latach prosamochodowej polityki w projektowaniu miast. Ma to konkretne efekty społeczne i ekonomiczne.
Najpierw warto jednak uzmysłowić sobie ile to jest. Jeśli roboczo, dla wygodniejszych obliczeń, przyjąć, że miejsce parkingowe to minimum 5 m x 2,5 m (takie rozmiary określają polskie przepisy budowlane), to amerykańskie parkingi zajmują powierzchnię 25 tys. km kwadratowych. To mniej więcej powierzchnia stanu Vermont, albo New Hampshire, lub – dla lepszego wyobrażenia – województwo lubelskie.
Autorzy artykułu podają przykład z Vancouver (Kanada ma podobny problem co USA), gdzie lokalna aktywistka od kilku lat walczy o przekształcenie części siedmiopiętrowego garażu, na tanie mieszkania. Garaż w dwóch trzecich stoi pusty, ale jej apele pozostają bez odpowiedzi. „Parkingi są ważniejsze niż mieszkania” kwituje Janice Abbott z Atira Women’s Resource Society.
A to przekłada się na zawartość kieszeni mieszkańców miast, nawet jeśli nie mają samochodu. Mieszkania są droższe, jeśli deweloper musi dodatkowo wybudować odpowiednią liczbę parkingów, choćby nie były potrzebne. Odbija się to też na cenach wynajmu mieszkań. Są też droższe jeśli podaż nie może zaspokoić popytu, bo w danej lokalizacji zamiast budynku mieszkalnego stoi wielopiętrowy garaż.
Wspomniany Shoup określa darmowe parkowanie przy ulicach jako „państwowe subsydiowanie tych, których stać na auto”. Szacuje, że ulga dla kierowców, która jest warta między 100 a ponad 370 mld dol. rocznie. – Czyli coś między sumą jaką wydajemy na ochronę zdrowia, a tą jaka idzie na obronność – wskazuje.
Warto ten punkt widzenia odnieść do Polski, gdzie dopiero zaczyna się korzystanie przepisów wprowadzonych pod koniec 2018 r. umożliwiających regulowane podniesienie stawek za parkowanie w miastach, do tej pory dramatycznie niskich. W zeszłym roku opłaty parkingowe podniosły Kraków i nieznacznie Gdańsk. W tym roku podwyżka czeka mieszkańców Poznania i Warszawy. Choć to wciąż sumy niewielkie (kilkuzłotowe) to część polityków i mieszkańców mocno protestuje.
Warto też pamiętać, że za Atlantykiem można inaczej. Już kilka lat temu
dużą dyskusję nad zniesieniem minimów parkingowych przeprowadzono w stolicy Kanady, Ottawie. Część miast w USA w ogóle z minimów rezygnuje. Takie decyzje podjęto w Hartford, Buffalo i przede wszystkim przed rokiem w San Francisco.