Władze Warszawy zaapelowały do przedsiębiorców i pracodawców o to, by maksymalnie umożliwiać pracę zdalną i „minimalizować czas przebywania w przestrzeni publicznej i przemieszczanie się środkami publicznej komunikacji”. – Nawet tak rozbudowany tabor nie jest wystarczający, aby umożliwić bezpieczną podróż z zachowaniem zasad bezpieczeństwa sanitarnego – pisze Michał Olszewski, wiceprezydent stolicy. – Mam nadzieję, że mamy do czynienia ze skrótem myślowym, bo pismo nie jest szczęśliwie sformułowane. Niestety, dla niektórych odbiór tego pisma może być krótki – transport publiczny nie jest bezpieczny. Warszawa sama sobie strzela w kolano – komentuje Adrian Furgalski, prezes ZDG TOR.
Od kilku dni Warszawa, jak wiele innych miast, znajduje się w czerwonej strefie w związku ze wzrostem liczby zakażeń koronawirusem. Pociąga to za sobą szereg nowych ograniczeń.
Zgodnie z regulacjami rządowymi w środkach transportu publicznego może przebywać liczba pasażerów odpowiadająca 30% nominalnej pojemności danego pojazdu (wcześniej było to 50%).
Na ulicach pojawiły się dodatkowe pojazdy.
Jak wylicza ratusz, w poniedziałek na trasy w Warszawie wyjechało w sumie 1560 autobusów (więcej o ok. 40-50 autobusów w porannym szczycie niż zwykle), 425 tramwajów (więcej o 8 tramwajów), 20 pociągów SKM, 54 pociągi metra. – To absolutne 100% naszych możliwości, ale i tak nie wystarczy przy narzuconych przez rząd ograniczeniach. Nie sprostałoby im żadne miasto. Czeka nas ciężki okres w komunikacji miejskiej. Ale bezpieczeństwo to priorytet. Apeluję: przestrzegajmy zaleceń. Jeśli widzisz przepełniony pojazd – nie wsiadaj. Proszę Was o cierpliwość i zrozumienie. Tu chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo nas wszystkich – mówił Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy.
Wczoraj list do przedsiębiorców i pracodawców wystosował Michał Olszewski, wiceprezydent stolicy. Apeluje w nim o umożliwienie wszędzie, gdzie to możliwe, pracy zdalnej, a także „minimalizowanie czasu przebywania w przestrzeni publicznej i przemieszczanie się środkami publicznej komunikacji”. – Przy obecnych limitach liczby pasażerów nawet tak rozbudowany tabor transportu miejskiego jak ten, którym dysponujemy w Warszawie, nie jest wystarczający, aby umożliwić bezpieczną podróż z zachowaniem zasad bezpieczeństwa sanitarnego – pisze Michał Olszewski, wiceprezydent stolicy.
Pojawiają się jednak pytania i obawy, czy użyte w piśmie sformułowania o „bezpiecznych podróżach” nie zostaną opacznie zrozumiane i zinterpretowane jako straszenie komunikacją publiczną, która –
jak pokazują badania i doświadczenia innych państw – nie jest żadnym istotnym źródłem zakażeń. – Mam nadzieję, że mamy do czynienia ze skrótem myślowym, bo pismo nie jest szczęśliwie sformułowane i sugeruje jakoby transport publiczny w Warszawie stanowił zagrożenie dla korzystających z niego. Wiemy, że nie ma na to dowodów w skali Warszawy, Polski i świata. Nawet w krajach, gdzie limity nie były wprowadzone od początku pandemii, ale był rzecz jasna jasny nakaz zakrywania ust i nosa – podkreśla Adrian Furgalski, prezes ZDG TOR.
Poprawę warunków podróżowania czy bardziej równomiernego obłożenia pojazdów można osiągnąć nie tylko poprzez zniechęcanie do przemieszczania się, ale też np. zmianę godzin czasu pracy / szkoły czy wdrożenie rozwiązań hybrydowych. – Z pewnością miasto nie jest w stanie przypilnować nowych limitów i nie chcąc być na bakier z prawem stosuje taką odezwę, ale powinno raczej apelować o rozrzedzenie ruchu, co można osiągnąć nie tylko przez pracę zdalną, ale i przez zróżnicowanie godzin pracy. Prezydent Trzaskowski o takie zróżnicowane dni dotarcia na cmentarze będzie apelował ustami księży w warszawskich parafiach, bo mamy tutaj uzgodnienia ratusza z kurią. Niestety, dla niektórych odbiór tego pisma może być krótki – transport publiczny nie jest bezpieczny. Warszawa sama sobie strzela w kolano – dodaje Furgalski.