W ostatnich latach Warszawa intensywnie wymieniała tabor autobusowy. Nie bez problemów – kontrakt na autobusy LNG, realizowany przez Autosan, złapał opóźnienie, a w elektrobusach Solarisa konieczne są gwarancyjne poprawki. Kolejne zakupy, jak wskazuje prezes przewoźnika, będą również obejmować autobusy elektryczne, choć spółka – biorąc pod uwagę obecną sytuację geopolityczną – nie odżegnuje się też od pojazdów z klasycznym napędem. Niewiele zmieniło się w kwestii zajezdni Redutowa.
Jak informują MZA, w Warszawie jest w sumie prawie240 autobusów gazowych. Najnowsze pojazdy dostarcza Autosan – z 90 zakontraktowanych pojazdów przyjechało dotąd 30. – Polska Grupa Zbrojeniowa, do której należy Autosan, dostała dodatkowe zadania. Do tego wcześniej produkcję zaburzył covid. Niemniej jednak wszystko jest już unormowane i kontrakt jest dalej realizowany – mówi Jan Kuźmiński. Prezes nie wykluczył kar względem producenta.
Po autobusach gazowych MZA najpewniej kupi kolejne elektrobusy. – Być może w przyszłym roku ogłosimy przetarg na 50 takich pojazdów. Bardziej się opłacają niż gazowe, zwłaszcza z dofinansowaniem – zapewnia prezes.
W Warszawie jeździ już sporo autobusów elektrycznych. Prezes przyznaje, że występowały problemy częścią pojazdów. – W przyszłym roku będzie modernizacja 130 Solarisów. Silniki będą wymieniane na bardziej odporne – w ramach gwarancji – mówi Kuźmiński.
Co ciekawe, przewoźnik – biorąc pod uwagę okoliczności – nie wyklucza tak jednoznacznie
zakupu autobusów z konwencjonalnym napędem. – Dywersyfikacja musi być. Patrząc nawet to, co się dzieje w Moskwie, gdzie w kilkunastu dzielnicach nie było prądu – w takiej sytuacji stoimy – mówi Kuźmiński.
Na razie MZA nie widzą szans na szersze
wprowadzenie wodoru do transportu. Jak wskazuje prezes, obecnie wodór kupowany jest po 16 euro za kg. – Będziemy obserwować konkursy na dofinansowanie i próbować wystartować. Wpierw konieczne jest zabezpieczenie sensownej ceny wodoru. Przy obecnych cenach można jeździć 3-5 autobusami, ale już przy 40 pojazdach nasz budżet by tego nie wytrzymał – dodaje Jan Kuźmiński.
Niewiele ruszyło się z
zajezdnią Redutowa. – Do końca roku mieliśmy uzyskać pozwolenie na budowę. Zabezpieczone środki w strategii i budżecie poszły praktycznie w całości na paliwo. Musimy szukać możliwości dofinansowania. Z własnych środków na dzień dzisiejszy nie ma szans na realizację. To jednak przejściowy problem – myślę, że jak KPO ruszy, to musimy być przygotowanym z projektem – wskazuje prezes. Koszt nowego obiektu był pierwotnie szacowany na 150 mln zł, a teraz kwota ta wzrosła do 300-400 mln zł. – To poważne przedsięwzięcie – będziemy mieli zautomatyzowany parking, znajdujący się 9 m pod ziemią – dodaje.