Warszawa. Co z opłatami parkingowymi? Problem…

– Jako ZDM przygotowaliśmy plan zmian w strefie, który składa się z wielu elementów. Teraz dyskutujemy raptem o kilku z nich, które trafiły do mediów, co jest trochę nie w porządku, skoro nie znamy całości – mówił w środę szef ZDM Łukasz Puchalski. Trudno było nie wyczuć w jego głosie lekkiej irytacji, bo plan uporządkowania parkowania w stolicy został trochę przystopowany.

Zmiany w strefie

W poniedziałek „Gazeta Stołeczna” poinformowała propozycjach zmian w Strefie Płatnego Parkowania Niestrzeżonego w Warszawie, o których urzędnicy dyskutowali z radnymi PO. Najwięcej emocji wzbudził plan podniesienia opłaty za abonament na drugie i kolejne auto do 2,4 tys. zł rocznie. Dziś to… 30 zł za cały rok. Za pierwsze auto pod konkretnym adresem płaciłoby tyle co dziś, pod warunkiem że spełniałoby normę emisji spalin Euro 6, przy czym ten wymóg wprowadzono by dopiero za kilka lat. Pomysł zakładał zresztą szereg działań osłonowych, np. dla mieszkańców, którzy potrzebują samochodu, by wozić np. chorych członków rodziny.

Uporządkowanie parkowania to konieczność. Już dziś abonamentów jest więcej niż miejsc parkingowych w strefie. Ponad 20 proc. ruchu samochodowego w centrum Warszawy to kierowcy szukający miejsca do pozostawienia auta. Niektóre samochody zajmują jedno miejsce tygodniami, bo właścicieli prawie nic to nie kosztuje. Bywają takie adresy, na które wydano kilkanaście abonamentów. Pod naszym komentarzem do tych zmian, zamieszczonym na Facebooku, rozgorzała długa dyskusja, przy czym zdania są podzielone, a nawet wielu czytelników popiera zmiany. Choć opłata rosnąca z 30 zł do 2,4 tys. zł robi wrażenie. Żeby jednak skutecznie zmniejszyć liczbę parkowanych aut i zwiększyć rotację w strefie, nie może być symboliczna.

Szef warszawskiej PO mówi „nie”

Jeszcze w poniedziałek Jarosław Szostakowski, szef klubu radnych PO napisał na twitterze „Parkowanie w #Warszawa nie będzie droższe (…) Nie ma zgody na podwyżki”. Dopytywany o to jaki ma w takim razie pomysł na parkowanie w strefie, nie odpowiedział. W każdym razie ograniczenia dla kierowców nie po raz pierwszy okazały się zbyt niewygodne dla polityków. Kilka lat temu rządząca jeszcze wtedy PO bardzo szybko wycofała się z własnego pomysłu ustawy pozwalającej na tworzenie stref niskiej emisji w miastach (wjazd do nich byłby uzależniony od klasy silnika lub wieku pojazdu). Niedawno w Sejmie upadł podobny projekt posłów Nowoczesnej.

Co w takim razie za zmianami w Warszawie? W ZDM–ie przyznają, że teraz właściwie nie wiadomo. Na spotkaniu z radnymi, jednym z kilku, które planowano, zaproponowano zmiany w funkcjonowaniu strefy, niektóre w kilku wariantach. Założenie polegało na tym, że radni mieli określić na co się zgadzają, a jakie zmiany uznają za zbyt trudne do wprowadzenia. Jednym z pomysłów było zresztą w ogóle Ostateczny projekt, po takich konsultacjach byłby podstawą prac. Teraz jednak jest kłopot, bo w praktyce stanowisko przewodniczącego większościowego klubu radnych torpeduje całą ideę zmian.

Konieczna zmiana w ustawie

– Przy tym wszystkim trzeba podkreślić, że najwięcej do zrobienia w tej kwestii jest jednak na szczeblu centralnym – zauważyła w środę wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska, również pytana o zmiany w warszawskiej SPPN. Bo poza abonamentami dla mieszkańców opłaty w strefie to jednorazowe opłaty za postój. A tych nie określają miasta, ale ustawa uchwalona 15 lat temu, która wyznaczyła ich górną granicę. Przez półtorej dekady stawki stały się tak niewielkie, że nikogo nie zniechęcają do korzystania z auta w centrum miasta, ale posłowie każdego kolejnego Sejmu – podobnie jak radny Szostakowski – rękami i nogami bronią się przed jakimkolwiek podniesieniem opłat dla kierowców, czy nawet – a tego domagają się miasta – oddaniem możliwości decydowania o tym samorządom.

Urzędnicy po cichu liczą na to, że gdy dyskusja nieco ostygnie, będzie można wrócić do zmian w SPPN. Niewykluczone więc, że projekt nie jest jeszcze w koszu. Ale jego wprowadzenie się skomplikowało.