We wtorek warszawscy urzędnicy pochwalili się statystykami dotyczącymi ofiar wypadków w Warszawie. Nie poczekali do końca roku, a dwa ostatnie miesiące często znacznie pogarszają statystyki, ale liczby są bardzo optymistyczne i można wnioskować, że to efekt kilkuletnich działań poprawiających bezpieczeństwo.
Według danych, które przedstawił Michał Domaradzki, szef Biura Polityki Mobilności i Transportu, do połowy listopada na warszawskich ulicach zginęło 35 osób. W tym samym czasie w zeszłym roku było to 45 osób. To znacznie mniej, choć akurat takie zestawienie może być mylące. Do końca października 2017 r. naliczono 38 ofiar, rok zamknął się liczbą 50. Ubiegły listopad był dość tragiczny, dlatego porównanie akurat w tym momencie robi wrażenie.
Ale inne liczby potwierdzają, że mamy do czynienia z dobrą tendencją. Te 35 osób w połowie listopada daje mocne podstawy, że rok 2018 zakończy się z liczbą wyraźnie mniejszą niż zeszłoroczne 50 ofiar. W poprzednich latach było to kolejno: 54 – 2016 r, 61 – 2015 r., 65 – 2014 r. i 74 – 2013 r. Zmiana wydaje się więc być stała.
Co robi jednak dużo większe wrażenie, wśród tych 35 osób tylko 16 to piesi. Przez pierwszych dziesięć miesięcy ubiegłego roku na warszawskich ulicach zginęło 24 pieszych (w całym 2017 r. – 34), a przez pierwszych dziesięć miesięcy 2016 r. śmierć poniosło 27 przechodniów (w całym 2016 r. – 31, w roku 2015 – 34, w 2014 – 39, w 2013 – 44). Gdyby i tę tendencję udało się utrzymać, byłby to spory wyczyn. Tym bardziej, że większość działań miasta skupia się właśnie na bezpieczeństwie pieszych.
Poza kampaniami te najważniejsze to audyt przejść dla pieszych, czyli trwająca od dwóch lat, dzielnica po dzielnicy, potężna operacja, żeby zbadać i opisać wszystkie (!) przejścia dla pieszych w Warszawie, a na podstawie tych danych przebudowa najbardziej niebezpiecznych, czasem stworzenie w danym miejscu aktywnego przejścia, a także doświetlenie przejść, by były one bardziej widoczne w nocy. Miejsca, które poprawiono zaczynają być liczone w setkach i najwyraźniej zaczyna to przynosić efekty.
Domaradzki wspomniał o tym we wtorek i powtórzył w czwartek na konferencji dotyczącej bezpieczeństwa ruchu drogowego zorganizowanej przez Ambasadę Szwecji, że o połowę, w porównaniu do zeszłego roku, spadła liczba pieszych, którzy zginęli na ulicach po zmroku, co wskazywałoby na skuteczność doświetleń.
Co więcej, w tym roku zdarzyły się trzy miesiące – maj, lipiec i sierpień – gdy na warszawskich ulicach nie było żadnego śmiertelnego wypadku (chodzi nie tylko o pieszych, ale o wszystkich). Takiej sytuacji nie było w stolicy od lat.
Dwa ostatnie miesiące roku zwykle są dla statystyk kluczowe. Przed rokiem warszawscy urzędnicy też prezentowali dane z 10 miesięcy z dużym entuzjazmem, a listopad i grudzień okazały się na tyle tragiczne, że całoroczne dane z 2017 r. nie były dużo lepsze od tych z 2016 r., a ofiar wśród pieszych było nawet więcej niż rok wcześniej. Nieprzypadkowo ofiar jest mniej latem, gdy do późnego wieczora widoczność jest dobra a warunki na drodze – lepsze niż zimą. Statystyki jeśli chodzi o pieszych są jednak w tym roku bardzo optymistyczne.
Dwa lata temu szefowie miejskich urzędów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na drodze zapowiedzieli działania zgodne z Wizją Zero, czyli takie, które mają doprowadzić do tego, że nikt nie zginie na ulicach miasta w wypadku drogowym. Wydawało się to porywaniem z motyką na słońce. Wciąż się takim wydaje, ale motyka jakby potężniejsza, a słońce jakby nieco bliżej.