– Istotnym problemem warszawskiej polityki transportowej w praktyce jest w dużej mierze losowy dobór inwestycji do realizacji, zależny przede wszystkim od tego, którą akurat jest łatwiej zrealizować, a nie od tego, jakie może przynieść skutki, na ile pozwala osiągnąć efekt synergii z innym inwestycjami a na ile niweczy ich pozytywne efekty – mówi w rozmowie z „Transportem Publiczny” miejski aktywista, Maciej Sulmicki, który walczy m.in. o więcej przejść dla pieszych w śródmieściu stolicy.
Już dwa lata temu stołeczni aktywiści apelowali o utworzenie naziemnego
przejścia dla pieszych na wysokości Ronda Dmowskiego. Dziś temat maglowany jest przez warszawskich urzędników i wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później takie przejścia powstaną. Sulmicki podkreśla, że zmiana podejścia władz miasta pod tym względem jest widoczna, ale w kontekście przedwyborczym powinno być to traktowane z pewną rezerwą. – Na pewno potrzebna jest poprawa dostępności śródmiejskich ulic (przede wszystkim przejścia w poziomie jezdni) i poprawa ich atrakcyjności poprzez przywrócenie choć odrobiny zieleni, stworzenie miejsca również dla ruchu rowerowego i ograniczenie hałasu. Jest to zatem spore wyzwanie, ale do wykonania, pod warunkiem odejścia od założenia, że najważniejszym parametrem przestrzeni miejskiej jest liczba samochodów, jaka się na niej zmieści – mówi działacz.
Sulmicki twierdzi, że zapowiedzi stołecznych urzędników o planach związanych ze zmianą wizerunku Al. Jagiellońskiej mogłyby być traktowane jako jednoznacznie pozytywny wygnał, gdyby nie szły w parze z działaniami dokładnie odwrotnymi, dążącymi do wdrażania na nowo rozwiązań, które teraz dużym kosztem próbuje się naprawić. – W centrum przykładem jest zwężanie Świętokrzyskiej i równoczesne poszerzanie prowadzącej do niej Prostej, w innych częściach miasta m.in. dalsze poszerzanie Wołoskiej i realizacja skrajnie nieprzyjaznego dla niezmotoryzowanych projektu poszerzania Zwoleńskiej i Żegańskiej, ze schodami dla rowerów i niemal wszystkimi możliwymi utrudnieniami dla pieszych, jakie można było wymyślić. Pokazuje to, że choć widać jakieś światło w tunelu, to sam tunel nadal tworzy archaiczny sposób myślenia warszawskich drogowców skutkujący wydawaniem pieniędzy na utrudnienia ruchu i pogarszanie warunków życia (maksymalizacja natężenia ruchu pociągająca za sobą hałas i zanieczyszczenia), które trzeba będzie w przyszłości naprawiać, ponownie za publiczne pieniądze – twierdzi aktywista z „Zielonego Mazowsza”.
– Impet przestarzałych ram myślowych wciąż trwa – niestety również przy aktualnie realizowanych inwestycjach, przez co można się obawiać, że zanim zaczniemy naprawiać problemy nieprzyjaznych dla przestrzeni miejskiej projektów drogowych w centrum miasta, powstanie ich drugie tyle – komentuje Sulmicki wskazując jednocześnie, że istotnym problemem warszawskiej polityki transportowej jest w dużej mierze losowy dobór inwestycji do realizacji. Zdaniem społecznika zależy on przede wszystkim od tego, którą inwestycję akurat jest łatwiej zrealizować, a nie od tego, jakie może przynieść skutki, na ile pozwala osiągnąć efekt synergii z innym inwestycjami a na ile niweczy ich pozytywne efekty.
Władze miasta zapowiedziały niedawno likwidację rond położonych wzdłuż Alei Jerozolimskich. Początkowo na trasie zniknie rondo de Gaulle'a, później natomiast Dmowskiego. W obu przypadkach przestrzenie te mają stać się bardziej przyjazne pieszym i rowerzystom. Nie wiadomo jednak dokładnie, kiedy zmiany miałyby zostać wprowadzone. Według niektórych ekspertów może to nastąpić w przedziale 8-10 lat, przy czym przedstawiciele miasta podkreślają, że wiele zależy od uwarunkowań technicznych, a nie woli politycznej.