Po raz drugi nie udał się przetarg na zakup urządzeń do odcinkowego pomiaru prędkości przeznaczonych na most Poniatowskiego. Stołeczny Zarząd Dróg Miejskich poinformował więc, że zamiast tych urządzeń na przeprawie zostaną zamontowane fotoradary.
ZDM podchodził do przetargu na OPP dwa razy. Również w tym drugim zamówieniu okazało się, ze suma jakiej zażądał producent znacząco przekracza budżet. Warszawa była gotowa wydać na urządzenia ok. 1,9 mln zł, tymczasem jedyna oferta opiewała na ok. 5 mln zł.
Problem w znalezieniu dostawcy polega m.in. na tym, że, jak tłumaczy miejska spółka, tylko jedna firma w Polsce posiada stosowne certyfikaty dla takich urządzeń. Nikt inny się specjalnie o pozyskanie ich nie stara, bo sprzedaż OPP jest mało atrakcyjna. Może je użytkować tylko jeden podmiot w kraju, czyli Generalny Inspektorat Transportu Drogowego, a zamówienia składa raz na kilka lat. Takie urządzenia produkują zagraniczne firmy, ale one również musiałyby najpierw przejść procedurę certyfikacji w Głównym Urzędzie Miar.
W efekcie w ratuszu podjęto decyzję, że na moście zostaną zainstalowane cztery fotoradary. To o tyle gorsze rozwiązanie, że fotoradar można „oszukać” zwalniając przed nim i wciskając gaz do dechy po minięciu go (w przypadku odcinkowego pomiaru prędkości trzeba pilnować licznika na całym odcinku objętym kontrolą). To daje jednak nadzieję na rozstrzygnięcie. Urządzenia są tańsze, a dostawców jest więcej.
Miasto chce kupić urządzenia, choć zgodnie z prawem… nie może z nich korzystać. Kilka lat temu samorządom odebrano możliwość korzystania z podobnych urządzeni i karania kierowców przekraczających prędkość. Fotoradary trafią więc pod zarząd GITD, choć zostaną kupione i zamontowane za pieniądze miejskie. To też nie jest rozwiązanie idealne, bo GITD z obsługą fotoradarów sobie nie radzi, ale rządzący ignorują postulaty, by przywrócić miastom możliwość zarządzania nimi.
Przykład fotoradarów pokazuje zresztą jak bardzo zacofane są przepisy dotyczące kontroli prędkości. Większość dużych miast w Polsce korzysta już dziś z zaawansowanych systemów ITS, głównie do kontroli ruchu i sterowania sygnalizacją świetlną. Pozwalają one przy okazji na skuteczne wskazywanie piratów drogowych. Stąd np. w warszawskim centrum sterowania ruchem doskonale wiedzą i widzą kto w danym momencie przekracza prędkość na stołecznych ulicach, a są punkty w których w ciągu jednego dnia kilkanaście tysięcy kierowców powinno stracić prawo jazdy za przekraczanie prędkości o 50 km/h. Jednak przepisy pozwalają urzędnikom tylko na przyglądanie się.
Pomysł na montaż OPP na moście Poniatowskiego pojawił się po wypadku z 2018 r. w którym rowerzystka spadła z chodnika prosto pod nadjeżdżający samochód. W dyskusji, która się potem rozwinęła, zwracano uwagę, że akurat ta przeprawa jest niebezpieczna. Przy wąskich chodnikach, na których nie mieszczą się wszyscy chętni do przejścia z jednej strony Wisły na drugą, są dnie proste jezdnie, a na nich samochody często mocno przekraczają dozwoloną prędkość.