Od rana w poniedziałek w Warszawie obowiązuje okrojony rozkład jazdy, zbliżony do weekendowego. Warszawiacy w mediach społecznościowych informują, że autobusy są zatłoczone. Rzeczniczka urzędu miasta Karolina Gałecka przyznaje, że sytuacja jest monitorowana i już dziś na ulice wyjeżdżają dodatkowe kursy.
O zmianach w rozkładzie
warszawscy urzędnicy poinformowali w piątek. Powody to znaczny spadek liczby pasażerów w komunikacji (o ok. 2/3) i problemy z obsadą foteli za kierownicą. Od dziś autobusy i tramwaje jeżdżą więc według sobotniego rozkładu (z dodatkowymi kursami w godzinach szczytu na kilkudziesięciu liniach), metro kursuje rzadziej, a SKM – bez zmian.
Jednak na najbardziej uczęszczanych liniach spowodowało to poranny tłok w autobusach. W soboty bowiem ich rozkład się zagęszcza raczej późnym porankiem, w godzinach, gdy w tygodniu szczyt porannych dojazdów do pracy mija. Bowiem mimo epidemii koronawirusa warszawiacy wciąż w dużej liczbie jeżdżą do pracy.
Np. metro straciło ponad 80 proc. pasażerów, ale to wciąż 100 tys. korzystających każdego dnia (akurat w metrze problemu z tłokiem nie ma, od ponad tygodnia jest luźno).
Warszawę dotknął więc ten sam problem,
który w zeszłym tygodniu nawiedził Gdańsk. Tam też po zmianach w rozkładzie jazdy efektem był tłok w tramwajach, ale przede wszystkim w autobusach.
Rzeczniczka urzędu miasta Karolina Gałecka zapewnia, że sytuacja jest monitorowana na 20 głównych węzłach przesiadkowych. Już w piątek, gdy zapowiedziano zmiany, informowano, że sytuacja będzie sprawdzana na bieżąco i na tej podstawie korygowana. Zmiany dziś i jutro mają dotyczyć linii 707, 500 i 190, chodzi o więcej kursów w szczycie i autobusy przegubowe zamiast pojedynczych.
W rozmowie z „Gazetą Stołeczną” Gałecka zwraca uwagę, że sytuacje nie mają powszechnego charakteru i dotyczą pierwszego dnia z nowym rozkładem jazdy. – Trzeba zachować zdrowy rozsądek. Dzisiaj jechałam do pracy i widziałam na mojej trasie puste tramwaje i autobusy z pojedynczymi pasażerami – zaznacza.