Od września uczniowie warszawskich szkół korzystają z darmowej komunikacji miejskiej w ramach karty ucznia. ZTM szacuje, że miasto nie tylko nie straciło na tym finansowo, ale wręcz zyska. – Nie licząc uczniów, od czerwca przybyło nam ok. 70 tys. nowych posiadaczy karty miejskiej – tłumaczy wiceprezydent Renata Kaznowska.
Od 1 września uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów jeżdżą po Warszawie za darmo, na podstawie Karty Ucznia, czyli przeznaczonej dla nich karty miejskiej. Oferta nie dotyczy tylko młodych warszawiaków uczących się w Warszawie, ale też tych, którzy dojeżdżają do szkoły poza Warszawę jak również mieszkających poza miastem, a uczących się w stolicy (ZTM ocenia, że tych ostatnich jest ok. 8 tys.). Obowiązuje na strefę miejską i podmiejską. Wydano do tej pory 142 tys. Kart Ucznia co oznacza, że korzysta z niej 90 proc. tych, którym przysługuje. Jak tłumaczą w ZTM-e, pozostałe 10 proc. to bardzo często uczniowie, którzy korzystają z innych ulg, np. obejmują ich te przysługujące dużym rodzinom.
Gdy
na początku roku ogłaszano pomysł, raczej nie dowierzano tłumaczeniom warszawskich urzędników, że głównym celem jest skłonienie rodziców do podwożenia dzieci do szkoły komunikacją miejską zamiast autem, a także przyzwyczajanie od najmłodszych lat do korzystania z komunikacji zbiorowej. Wieszczono, że „samochodziarzy” to nie przekona (rodzic i tak musi zapłacić za bilet), a ZTM straci na wpływach z biletów miesięcznych.
1,6 mln na plusNa razie warszawscy urzędnicy sami są zaskoczeni rezultatami. – Z obliczeń wynika, że 17 proc. pasażerów warszawskiej komunikacji miejskiej to dzieci uczące się w podstawówce lub gimnazjum – mówi Katarzyna Strzegowska, wicedyrektor ZTM. – Na niektórych liniach, przebiegających w pobliżu szkół, przed godz. 8. rano 70–80 proc. pasażerów to dzieci. Kierowcy sami dostrzegają, że dzieciaków w autobusach jest więcej.
Co najbardziej zaskakujące. Od czerwca zanotowano 70 tys. osób, które po raz pierwszy wyrobiły kartę miejską. Nawet jeśli część z tej liczby to nowi studenci, to i tak w ZTM-ie szacują, że znacząca liczba dotyczy rodziców uczniów.
W dodatku Warszawa finansowo na tym nie straciła. – Siłą rzeczy ubyły nam wpływy ze sprzedaży biletów okresowych dla uczniów. Ale porównując pierwsze dziesięć miesięcy tego roku z takim samym okresem 2016 r. mamy więcej sprzedanych wszystkich biletów, a wpływy są większe o ok. 1,6 mln zł [roczne wpływy ze sprzedaży biletów w Warszawie to ponad 800 mln zł – red.] – tłumaczy Strzegowska.
Nauczyciele mają wygodniejWiceprezydent Kaznowska podkreśla, że poza promocją komunikacji miejskiej i zyskami ekologicznymi, Karta Ucznia to istotny bonus dla domowych budżetów warszawiaków. Bo rodzina z jednym dzieckiem zaoszczędzi w ten sposób 660 zł rocznie, a jeśli miałoby jeździć również w 2. Strefie biletowej – 1080 zł. W dodatku dochodzą plusy, o których wcześniej nie pomyślano.
– Nie wpadliśmy wcześniej na to, ale nauczyciele tłumaczą nam, że to olbrzymia wygoda przy organizowaniu wycieczek. Nie muszą teraz wynajmować autokaru, czy pilnować, żeby wszyscy kupili bilet, tylko po prostu, gdy jest jakieś wyjście ze szkoły, wszyscy wsiadają w autobus – tłumaczy Kaznowska. – Nawet te dzieci, które dalej podjeżdżają autem do szkoły, ale mają kartę, korzystają z niej w takich sytuacjach.
Będzie Karta Licealisty?Przewodnicząca rady miasta Ewa Malinowska–Grupińska przyznaje, że jest mocną orędowniczką, by rozciągnąć obowiązywanie Karty Ucznia na licealistów, choć przyznaje, że przed wyborami może być trudno przekonać radnych. A prezydent Hanna Gronkiewicz–Waltz wolałaby, żeby tę decyzję podejmował już nowy prezydent.
– To jest taki wiek, w którym młodzież chce być niezależna i niech taka będzie w komunikacji zbiorowej. Jeśli chcemy „wychowywać” nowych użytkowników transportu publicznego, to warto to kontynuować gdy będą też starsi – wyjaśnia. – Poza tym gimnazja są wygaszane. Szkoda by było, żeby nagle część uczniów objętych ulgą, ją straciła.