Dworzec autobusowy Warszawa Zachodnia, zlokalizowany tuż obok stacji kolejowej pod tą samą nazwą, jest obecnie największym węzłem transportowym w stolicy dla osób z Ukrainy, które uciekają przed wojną lub wracają na do swojego kraju. Byliśmy tam i rozmawialiśmy z uchodźcami, kierowcami autobusów i wolontariuszami.
Choć nazwa „zachodni” nie wskazuje na to, że warszawski dworzec jest wielkim węzłem przesiadkowym dla osób ze wschodu, to tak jest od lat. Przed kilkoma laty, wraz z ułatwieniami w pracy dla Ukraińców, które wprowadzono w naszym kraju, ruch wzrósł znacznie i obecnie nie ma chwili, by przy którymś z licznych peronów nie oczekiwał na pasażerów autobus za wschodnią granicę.
Przewozami trudni się kilkudziesięciu przewoźników, wśród nich duże firmy, jak Ecolines czy Flixbus, średnie, jak Kazna Trans czy Orion Bus, oraz zupełnie małe, które zatrudniają po kilku kierowców. Niektóre z autobusów zaczynają bieg w Warszawie, dla innych stołeczny dworzec jest tylko przystankiem na trasie. Niektóre linie autobusowe mają trasy liczące nawet 2000 kilometrów. Działają tak egzotyczne relacje jak Szczecin – Chersoń, Tiaczów – Szczecin, Gdańsk – Iwano-Frankiwsk, Warszawa – Mariupol. Wymienianie ich po kolei nie ma sensu, rzut oka na rozkład jazdy w hali dworca pozwala zorientować się w skali przewozów na wschód – autobusy po południu i wieczorem odjeżdżają nawet co 15 minut. Przy tym blado wygląda oferta kolei, która z Warszawy uruchamia tylko jeden pociąg na wschód, w dodatku skrócony obecnie do Warszawy Wschodniej.
48 godzinna podróż z KijowaNiestety, w związku z wojną na Ukrainie autobusy w zasadzie nie przyjeżdżają już zgodnie z rozkładem jazdy. Na dworzec przyjeżdża kurs z Mariupola, nad którym coraz bardziej zaciska się widmo rosyjskiego oblężenia.
– W Kijowie jest zbyt niebezpiecznie, budzą nas bomby, spać się nie da. Jechałam z Kijowa 48 godzin (autobus jedzie przez Kijów i podróż ze stolicy do stolicy trwa normalnie o połowę krócej – dop. red.). Najgorzej jest na granicy po stronie ukraińskiej, staliśmy w kolejce do granicy kilkanaście godzin, wszystko trwa bardzo długo – mówi Olena. – W Korczowej Polacy częstowali nas kanapkami, dostaliśmy ciepłą herbatę, jesteście naprawdę wspaniali – zwracała się do nas. Za 5 godzin ma autobus do Berlina, a stamtąd poleci samolotem do Stambułu, do rodziny.
Grupą dominującą wśród uchodźców są starsze kobiety oraz kobiety z dziećmi. Po tak długiej podróży na ich twarzach widać zmęczenie, ale też wielkie szczęście z faktu, że właśnie umknęło się przed wojennym kataklizmem. Osoby takie zazwyczaj odbierane są przez rodziny.
Autobusem pojadę na wojnę– Czekam na żonę i córkę, za chwilę przyjadą autobusem. Będą mieszkać w moim warszawskim mieszkaniu, a ja zaraz wracam na Ukrainę, jadę walczyć o swój kraj – mówił mi Ukrainiec. – Dzięki za to co robicie, wiemy, że nie jesteśmy sami, nie czujemy się sami. Nie poddamy się i zniszczymy tego skurwysyna – mówił o Putinie zwracając się do wolontariuszy. Po godzinie rodzina była razem. Córka była pierwszą, która wybiegła z autobusu jadącego z Kałusza. Rzuciła się na ojca z okrzykiem „tato!”.
Mężczyzn oczekujących na powrotne autobusy jest sporo. W Polsce kupują materiały pierwszej pomocy oraz odzież wojskową. Nie ma wątpliwości, że chcą wracać do kraju, aby bronić swojej ojczyzny.
– Dajcie herbatę, dla otuchy, bo zaraz autobusem pojadę na wojnę – mówił z uśmiechem na ustach Pawło. – Nikt się nie boi, jest nas dużo i nie poddamy się - dodał.
Miejsce w bagażnikach autobusów wypełniane jest środkami opatrunkowymi oraz lekami. Na moich oczach Ukraińcom medykamenty przekazywała polska siostra zakonna. – Po mamie zostało mi sporo insuliny, zastrzyków przeciwzakrzepowych, środków przeciwbólowych. Chce je przekazać Ukraińcom – mówiła.
Kierowcy autobusów - cisi bohaterowieWiele o bieżącej sytuacji na Ukrainie powiedzieć mogą kierowcy autokarów wjeżdżających do Polski. Dla Ukraińców są oni osobami najwyższego uznania. Obrazki na których większość pasażerów wylewnie dziękuje swoim kierowcom (najczęściej kursują w parach), są powszechne.
– Droga nadaje się jeszcze do jazdy, choć korki na granicy są ogromne. Wracamy do Kijowa jeszcze dziś i będziemy jeździć tak długo jak to możliwe – mówi mi jeden z nich. Jego zdaniem na drodze między Kijowem a Żytomierzem były już rosyjskie oddziały (w kraju działa wiele grup dywersyjnych, które, zdaniem rządu w Kijowie, są systematycznie likwidowane). – W podróż wzięliśmy więcej pasażerów niż to możliwe, sytuacja jest jednak nadzwyczajna – dodał.
Jak pomagać?Na samym dworcu działa kilka ekip pomocowych. Wczoraj była tam warszawski antywojenny kolektyw Food not Bombs, dzień wcześniej ewangelicy z gorącą herbatą i przekąskami (środki spożywcze pierwszej potrzeby to właśnie herbata, kawa, przekąski, owoce łatwe do spożycia – np. banany, gruszki albo jabłka). Działają też ukraińskie stowarzyszenia, są punkty informacyjne, gdzie Ukraińcy w kryzysowej sytuacji otrzymają dach nad głową. Można otrzymać pomoc przy instalowaniu polskiej karty SIM. Całodobowo działają kasy, są informatorzy warszawskiego transportu miejskiego.
Na szczególne wyróżnienia zasługuje postawa niezwykle pomocnej administracji PKS Polonus – właściciela dworca. Ułatwiają oni dotarcie wolontariuszom z autami z pomocą pod sam budynek, są pomocni i mili.
Wiele osób dotknęła już niestety wojenna trauma. Widzieli pożary, spadające bomby. Tu apel do dziennikarzy – prośba by nie zmuszać do ludzi do opisywania tego doświadczenia. Nie dowiecie się wiele więcej niż na filmach z bombardowanego kraju, a możecie straumatyzować osoby, które w bezpiecznej przystani, jaką jest teraz Polska, najmniej tego potrzebują.
O tym jak wygląda transport kolejowy, drogowy i lotniczy na Ukrainie i w Polsce w obliczu wojny
przeczytacie tutaj.