W zeszłym tygodniu Włochy, a od poniedziałku Hiszpania zakazały rekreacyjnej jazdy rowerem. To w istocie rozciągnięcie na rowerzystów ogólnonarodowego lockdownu w związku z koronawirusem. Na łamiących zakaz czeka w Hiszpanii mandat do 3 tys. euro. Nie jest jednak jasne, co zakaz oznacza, bo teoretycznie wciąż można z roweru korzystać, jako ze środka transportu lub pracy.
Od dwóch dni w Hiszpanii obowiązuje całkowity lockdown i na podobieństwo Włoch mieszkańcy mogą wychodzić z domu tylko w określonych przypadkach, głównie w drodze do pracy i na zakupy. Po ulicach miast kursują partole, które nakładają na łamiących zakaz mandaty. W samym tylko Madrycie w niedzielę nałożono 199 mandatów a jedną osobę aresztowano.
Dotyczy to po prostu wychodzenia z domu i wszelkich środków transportu, ale przedstawiciele rządu podkreślają, że również rowerów. – Jeśli jakiś rowerzysta będzie miał wypadek, to może potrzebować opieki medycznej, sprzętu i łóżka, które z kolei może być potrzebne dla innych chorych, którzy w niedługim czasie prawdopodobnie masowo trafią do szpitali – tłumaczy Carlos Macias, dyrektor jednego ze szpitali w Madrycie, cytowany przez magazyn „Cycling Today”. Według „Forbesa” podobne argumenty w stylu „niech nie zajmują łóżek” podnoszą niektórzy przedstawiciele rządu. Kary za złamanie zakazu zaczynają się od 100 euro, kończą na 3 tys.
W Madrycie i w Barcelonie od kilku dni nie działają systemy roweru publicznego. BiciMad to ok. 2,5 tys. rowerów. Barceloński Bicing to 7 tys. pojazdów.
Ponieważ przepisy są nieprecyzyjne, jest kłopot. „El Pais” informuje, że w Madrycie karani są również ci rowerzyści, którzy przekonują, że jadą do pracy lub na zakupy. Problem mają profesjonalni kolarze (hiszpańskim zagłębiem sportów kolarskich są okolice Girony, gdzie trenują również obcokrajowcy).
– Jesteśmy w kontakcie z Hiszpańskim Związkiem Kolarzy (ACP) i od nich wiemy, że możemy trenować, bo to nasza praca. Ale nie ma żadnego oficjalnego dokumentu, który by nam to gwarantował – żali się sportowemu magazynowi „As” Gorka Izagirre, kolarz grupy Astana. – Kilku moich kolegów rozpoczęło wczoraj trening, ale zostali zawróceni przez Guardia Civil – dodawał.
We Włoszech – zgodnie z ogólnymi zasadami lockdownu – rowerem można się poruszać w drodze do pracy lub na zakupy. Aktywność profesjonalnych kolarzy jest dozwolona pod warunkiem, że podczas treningu zachowują między sobą minimum metr odstępu.
Kraje, które nie zakazały poruszania się poza domem, na razie nie planują obostrzeń dla rowerów. „Forbes” zwraca uwagę, że np. w Holandii byłoby to szalenie trudne, biorąc pod uwagę rolę roweru w transporcie publicznym. Co ciekawe, w niedzielę zamknięto szkoły, kawiarnie, sauny, a nawet sklepy z marihuaną, ale zamknięcie nie dotyczy sklepów rowerowych, bo mają istotne znaczenie społeczne.
Warto bowiem zaznaczyć, że ruch rowerowy, co do zasady, pomaga w walce z koronawirusem, bo ktoś dojeżdżający do pracy w ten sposób, nie zajmuje miejsca w, czasem zatłoczonym, autobusie, czy metrze. M.in. z tego powodu, jak kilka dni temu informował „New York Times”, codzienna liczba podróży rowerowych w Nowym Jorku w ostatnich dniach przekroczyła pół miliona, czyli jest mniej więcej dwukrotnie wyższa niż w tym samym czasie w zeszłym roku. Nowojorczycy, jak się przypuszcza, unikają metra. W Bogocie od poniedziałku w godzinach szczytu
zorganizowane są drogi rowerowe wzdłuż trasy BRT TransMilenio.