Sąd we Wrocławiu przyznał rację kierowcy, który w zeszłym roku zaparkował własnym autem na miejscu przeznaczonym dla carsharingowych aut Vozilli, czyli miejskiego systemu samochodów elektrycznych. Vozilla traci jedną ze swoich głównych zalet?
Całą sprawę opisała „Gazeta Wrocławska”. Pan Rafał pod koniec ubiegłego roku stanął na „zielonej kopercie”, czyli miejscu przeznaczonym wyłącznie dla carsharingowych aut Vozilli. Nie przyjął 100–zlotowego mandatu od Straży Miejskiej i odwołał się od późniejszej, zaocznej decyzji sądu, który zgodził się z wnioskiem o ukaranie kierowcy.
Sąd okręgowy właśnie zgodził się z argumentacją pana Rafała. Uznał, że koperty wymalowane przez miasto nie znajdują się w ministerialnym rozporządzeniu określającym znaki drogowe. Kierowcy nie można więc karać za niedostosowanie się do znaków drogowych, których w prawie nie ma.
Podobne stanowisko już od jakiegoś czasu prezentowali urzędnicy rządowi. Zarówno wojewoda, jak i minister infrastruktury sugerowali, że oznaczenia, które wymyślili wrocławscy urzędnicy nie mają mocy, bo przepisy jasno wskazują, że koperta parkingowa jest biała.
We Wrocławiu mogą mieć teraz kłopot, bo pan Rafał nie był jedynym kierowcą, który nie przyjął mandatu za parkowanie. Trudno się spodziewać, że w innych postępowaniach zapadną inne wyroki. Tym bardziej, że w sprawie pana Rafała sędzia przyznał, że rozumie ideę car sharingu, tyle że każdy znak drogowy musi mieć oparcie w przepisach.
Prawdopodobnie Wrocław będzie musiał przemalować dwieście miejsc parkingowych. Możliwość łatwego zaparkowania w centrum miasta to, poza korzystaniem z buspasów, czy pozbyciem się obowiązków związanych z posiadaniem własnego auta, jedna z głównych zachęt do korzystania z Vozilli. Jeśli kierowcy mogą swobodnie parkować na miejscach teoretycznie przeznaczonych dla car sharingu, po co mieliby z niego korzystać?