Jeszcze niedawno ich nie było. Tymczasem pod koniec miesiąca w największych polskich miastach pojawi się już trzeci operator hulajnogowy. Blinkee ma już doświadczenie w skuter sharingu, a ich hulajnogi nie będą znikały na noc na doładowanie. Serwisant wymieni baterię każdej z nich na ulicy.
Jakub Dybalski, „Transport Publiczny”: Bliknee ma hulajnogi?
Marcin Maliszewski, współzałożyciel Blinkee: Już niedługo będą jeździły. Blinkee to nie tylko skutery, choć mamy dziś ponad 80 proc. tego rynku. Naszą działalnością jest mikromobilność. W zeszłym roku wystartowaliśmy z rowerami, w Rzeszowie i w Milanówku, jako rower miejski. Przez cały czas pracowaliśmy też nad hulajnogą. Z końcem kwietnia i powinny trafić pa ulice polskich miast. Zależy nam na tym, żeby w jednej aplikacji była cała mikromobilność – hulajnogi, rowery i skutery.
Taki pomysł mieliście od początku, czy po starcie sharingu skuterowego stwierdziliście, że ofertę trzeba rozszerzyć?
Tak plan był od początku, chcieliśmy jednak przetestować najpierw jeden środek transportu i sprawdzić, czy to działa.
Hulajnogi to wymagający biznes, szczególnie przy rozmowach z urzędami miast, które starają się dbać, by pojazdy nie przeszkadzały osobom poruszającym się w przestrzeni miejskiej. Jesteście na to gotowi?
Nie przewiduję problemów. Zdajemy sobie sprawę, że pełny free–floating wiąże się z kłopotami, bo użytkownicy zostawiają pojazdy gdzie chcą. Dlatego w przypadku hulajnóg, chcemy wykorzystać nasze doświadczenia rowerowe. Chodzi o bardzo dużo punktów, w których można zostawić rower i jest za to bonus. Dzięki temu użytkownicy nie porzucają ich gdziekolwiek, skoro bardziej opłaca im się zostawić rower raptem kilkadziesiąt metrów dalej.
Nasze hulajnogi zresztą będą działały w nieco innym systemie niż robi to konkurencja. Analogicznie do naszych skuterów, w hulajnogach będą wymienne baterie. Nie będziemy ich zabierać na noc do magazynu, czy współpracować z „ładowaczami”. Każdego dnia serwisant wymieni źródło zasilania, a jednocześnie sprawdzi, czy pojazd działa poprawnie. Jeśli nie, to się tym zajmie.
To wykonalne?
Tak właśnie działamy w przypadku skuterów. Dzięki temu znamy pełną historię każdego pojazdu, nie oddajemy go w obce ręce.
Z iloma hulajnogami chcecie wystartować w kwietniu?
Na początku to będzie 500 hulajnóg w skali całej Polski. Jeszcze zastanawiamy się w jakich miastach. Potem będziemy sprawdzali jak system działa, gdzie potrzeba więcej pojazdów.
Czy wasze skutery okazały się takim sukcesem, jak sobie zakładaliście?
Nawet większym. Działamy trzeci sezon. Poprzedni zaczynaliśmy ze 180 skuterami. Kończyliśmy z prawie tysiącem. W sumie zanotowaliśmy prawie 800 tys. wypożyczeń.
Jakiej współpracy od miast oczekujecie? Wyznaczania np. miejsc dedykowanych pojazdom mikromobilnościowym?
Zaufania, bo to my mamy technologie i know–how jak rozwijać tę usługę. Chcemy miasta zainteresować np. stworzonym przez nas stojakiem, który byłby dostępny dla różnych operatorów. Po co wydawać pieniądze na jeden system rowerowy, czy hulajnogowy zamiast stworzyć warunki do rozwijania sieci przez różnych operatorów? Warszawa mogłaby np. wyznaczyć 5 tys. miejsc, czy to ze stojakami, czy nawet bez nich. Pozostawienie pojazdu tam wiązałoby się z bonusem albo z upustem przy następnym wypożyczeniu. To rozwiązałoby problem porzucanych rowerów czy hulajnóg.
Miejsce hulajnogi jest na chodniku, drodze rowerowej czy na jezdni?
Też czekamy na te uregulowania. Hulajnoga elektryczna powinna być traktowana jak rower, czyli jej miejsce jest w moim przekonaniu na drodze rowerowej. Dopiero gdy jej nie ma, można by było ją wpuścić na chodnik.