Absolwent UAM i UŁ. Dziennikarz związany z transportem szynowym. Publikuje w najważniejszych tytułach branży kolejowej, wydarzenia związane z komunikacją zbiorową komentował też w mediach ogólnoinformacyjnych i na łamach portalu Instytutu Misesa. Pasjonuje się transportem na terenie b. ZSRR.
Osiemdziesiąt lat po fundamentalnym zdaniu "Nie istnieje coś takiego jak darmowy obiad" wciąż chcemy wierzyć w darmowy transport. Rozmawiając o skutkach wprowadzenia bezpłatnych przejazdów - o wzroście liczby przewiezionych pasażerów, zmniejszeniu ruchu kołowego itp. - zapominamy często o tym, że ktoś zawsze ponosi koszty takiej ekstrawagancji. W interesie nas wszystkich jest więc nie transport bezpłatny, ale tani. Nie tylko dla pasażera, ale i podatnika.
W dyskusjach o pomyśle wprowadzenia bezpłatnej komunikacji miejskiej dla mieszkańców danej miejscowości lub dla wszystkich pasażerów bardzo często umyka trywiał - podstawowy sens ekonomiczny transportu zbiorowego. Pozwala on przewieźć wielu ludzi jednym pojazdem zamiast wieloma, dzięki czemu znacznie spada ilość energii w przeliczeniu na jednego pasażera, mniejsze są także jednostkowe koszty codziennej obsługi i amortyzacji taboru itp. Co prawda komunikacja publiczna wymaga zatrudnienia personelu do jej obsługi, pracowników jest (a przynajmniej powinno być) wielokrotnie mniej niż korzystających z jej usług.
Koszty pracy, podatki, akcyza
Oczywiście, dotacje dla komunikacji zbiorowej w dużej mierze tłumaczy realizacja tzw. misji publicznej - ulgi dla uczniów i inwalidów, kursy poza godzinami szczytu i do peryferyjnych dzielnic. To jednak tylko część prawdy: cóż bowiem z tego, że obsługujących komunikację trzeba niewielu, skoro koszty ich pracy stale rosną? Z racji na różnorodność zadań, jakie realizują pracujący w przedsiębiorstwach transportowych, boleśnie odczuwają one każdy wzrost opodatkowania pracy: tegoroczny wzrost składek ZUS dla zatrudnionych, zapowiadane przez rząd obłożenie tymi składkami umów cywilno-prawnych itd., a ponadto stale rosnące płace minimalne otrzymywane przez najgorzej wykwalifikowanych.
Do tego dochodzi wciąż wysoka akcyza na wszelkie paliwa czy wliczony w cenę biletu podniesiony VAT na transport. Za wszystkie te formy danin do budżetu centralnego płaci pasażer lub, na ogół i tak wątły, budżet miasta czy innej jednostki samorządowej. Na wszystko nakłada się przerost zatrudnienia utrzymywany na mocy układów zbiorowych, z jakim wciąż nie uporało się wiele zakładów, zwłaszcza w transporcie kolejowym (także aglomeracyjnym i regionalnym).
Droga zbędna infrastruktura
Środki pochłania też dedykowana transportowi zbiorowemu infrastruktura. Konieczność jej utrzymania jest oczywista, ale czasem sposób jej finansowania jest zaskakujący - jak w przypadku obarczenia kolei kosztami utrzymania przejazdów drogowych, zatrudnienia dróżników i budowania wiaduktów - choć korzyści z nich wszystkich czerpią raczej kierowcy, najczęściej indywidualni.
Problemem są też standardy budowy nowej infrastruktury. Konieczność budowania (i utrzymywania!) dwustumetrowych peronów na przystankach kolejowych, na których nigdy nie zatrzyma się pociąg dłuższy niż złożony z dwóch jednostek EN57 nie tylko hamuje rozwój sieci przystankowej, ale też znacznie podnosi koszty budowy tej jej części, która powstaje pomimo tych kosztów.
Tnijmy koszty, tnijmy ceny
Przykład wielu miast w kraju i na świecie pokazuje, że komunikacja zbiorowa nie musi być bezpłatna, by przyciągać pasażerów. Wystarczy, by była szybka, sprawna i relatywnie niedroga - ot, choćby w Gdańsku - w ciągu ostatnich czterech lat liczba podróżujących tramwajami i autobusami wzrosła tam o ok. 10% (do 162,3 mln rocznie).
Prezydent tego miasta, Paweł Adamowicz, dość ostrożnie szacuje w artykule umieszczonym na swojej stronie internetowej, że bezpłatna komunikacja w Gdańsku kosztowałaby miasto dodatkowe ok. 150 mln zł. Takiej kwoty bez szkody dla innych wydatków miejskich nie da się wygospodarować z żadnego budżetu. Czas więc zacząć debatę o szeroko zakrojonych zmianach prawnych, które przynajmniej częściowo uwolniłyby transport od budżetowych obciążeń. Wracając do tytułu felietonu, zamiast dawać jeszcze więcej, zabierajmy mniej - dzięki temu możliwe będzie utrzymanie atrakcyjnych cen biletów bez nadmiernego obciążania kieszeni podatnika.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.